Sukces-
sprawa subiektywna. Nie jedno ma imię ale i tak ciężko ją
zdefiniować. Właśnie tak podchodzę do rapu grupy Dilated Peoples.
Niby trio z LA swoimi wydawnictwami zasłużyło na szacunek i wysoką
pozycję w rap grze ale to inni przez ostatnie lata byli podpisywani
hashtagiem „hype”. Szlachetny pogląd, że nie ilość
sprzedanych płyt, a możliwość wpływania na słuchaczy jest miarą
sukcesów dobrze się sprzedaje (ok, nie każdy wpycha nam ten kit).
Skoro ilość wypuszczonych w świat cdików nie mówi o pozycji
rapera to po cholerę złote płyty i taka cała otoczka z nim
związana? Gdziekolwiek nie podejmiemy owego tematu, sprawa wygląda
identycznie. Undergroundowi emce powtarzają, że tworzą rap dla
rapu, a mainstream to gruzowisko wypalonych postaci. Przedstawiciele
głównego nurtu robią to co leży w ich zawodzie- money. I w
sumie nie ma w tym nic złego. Temat rzeka i poglądów jest zapewne
tyle ilu słuchaczy. Nieświadomie, próbując umieścić Dilated
Peoples w sferze biznesu jakim jest hip-hop nieco otrzeźwiałem. Po
pierwsze, generalizacja to zawsze błąd. Po drugie, poprzednie
płyty grupy dowiodły, że i na nowym krążku można się
spodziewać wyjątkowego rapu.
Być
może przy tej recenzji nie będę obiektywny. Evidence jest w
subiektywnej czołówce ulubionych raperów. Dyskografia grupy bogata
w dobry rap. Zawsze tłuste beaty, które nawet po kilku miesiącach
potrafią na nowo zaintrygować, oryginalna stylówka, z dala od
płytkiej mody, testy bez lipy, a i skillsy się zgadzają. W
idealnym świecie Dilated Peoples było by jedną z najważniejszych
grup obecnego rapu. I oceniając kondycję współczesnego hip-hopu
przez pryzmat właśnie ich dokonań pewnie wystawił bym szkolną
laurkę rapu XXI wieku. Jednak „życie depcze wyobraźnie”, przez
lata raczej przehypowani MC bądź swagowe kserówki były na topie.
Po świetnym wejściu na scenę za sprawą- „The Platform”,
kolejne krążki potwierdziły, że trio z miasta Aniołów to
wyjątkowa ekipa. Podejście do rapu zupełnie inne od tego które
obecnie poniewiera się po mainstreamie. Nie będę bawił się w
jakiekolwiek teorie spiskowe, że jakaś zła siła działa by
Dilated Peoples nie rządzili sceną. W pierwszym rzędzie widzę
kilku innych MC i kilku innych producentów. Mimo wszystko, miejsce
na scenie dla Evidenca, DJ Babu i Rakaa jest zdecydowanie wyżej niż
w rzeczywistości. Dlaczego więc realia są inne? Zbyt ambitne
podejście do gry nie popłaca. Dilated Peoples to ekipa która po
prostu robi „swoje”.
Rozkładając na cząstki elementarne Dilated Peoples, mamy do
czynienia z ciekawą mieszanką. Mr.Slow Flow zapewne nie zbawi
światu i nie napiszę na nowo historii rapu ale swą poprawnością
i skutecznym piórem zbierze wierną rzeszę fanów rapu. Album „Cats
& Dogs” mocno ugruntował pozycję EV, długo oczekiwany owoc
projektu Step Brothers jednak rozczarował. Rakaa- dużo mniej
pracowity (podczas przerwy w działalności grupy poza muzyką
zajmował się również kwestią swojego wykształcenia- wrócił na
college) od kolegi z grupy ale równie niedoceniony. Stylówka mocno
zbliżona, być może zbyt bliska do kolegi. I na koniec DJ Babu
dbający by flow obu typów mających tendencję do nudy nie uśpiło
słuchacza. Efektem tego koktajlu hiphopowego jest kolektyw budzący
skojarzenia z Szwajcarskim scyzorykiem. Dla wybranych, niezawodny w
wielu warunkach jednak w niebezpieczną dzielnicę z taką „bronią”
nie pójdziesz. Dla wielbicieli gatunku, specyfika rapu tria z L.A.
to jeden z ostatnich bastionów trueschoolu. Bekowo brzmiący
wniosek? Za bekę to można uznać połowę mainstreamu.
Po
solidnym „20/20” minęło już 8lat. Nieco zapomniani, przez
ostatnie lata raczej pracujący na solowe konta. Ciekawe zapowiedzi w
wywiadach i promo single naostrzyły apetyt. Oczekiwania duże,
przecież poprzednie albumy na wysokim, równym poziomie, a „Show
Me The Way” oraz „Good as gone” zapowiadały kontynuację
zacnej dyskografii. Dotychczasowy dorobek albumowy sprowadza się do
prostego mianownika. Brak zaskoczenia, wszystko przemyślane i
wpisujące się w ramy wyrobionego stylu. Monotonia? Nawet jeśli
tak, to daj Boże nam taką monotonię w polskim rapie...
Niezłomnym
elementem na wcześniejszych albumach zawsze były beaty. Począwszy
od „The Platform” po ostatnie dzieło produkcje pełne
żywiołowych sampli, żywych instrumentów, kipiące klimatem. Nie
inaczej jest na „Directors of Photography”. Na 16 kawałków
pracowało 10 producentów. Co prawda, patrząc na ksywy beatmakerów
można było założyć, że podobieństwo stylówek nie grozi
zburzeniu klimatu całości. I właśnie tak jest na tym albumie. O
rutynie dźwięków mowy nie ma, za to mamy sprawnie poukładany
zestaw widokówek: „Nawet jeśli nie tworzymy beatów, staramy
się wybrać odpowiednie kawałki, których potem używamy, podczas
miksów, rozmów z producentem. Działamy niczym selekcjonerzy”.
Pierwszy
singlowy kawałek- „Good as gone” na beacie od DJ Premier`a to
kwintesencja rapu Dilated Peoples. Bit od Premiera przesycony
tłustymi samplami z kawałków AZ, Joey Bada$$ oraz Saukrates,
klasyczne dla Premo cuty. Jest moc! Świetne linijki Rakaa: „I
was getting buried alive. Heard the dirt hit the coffin top, I barely
survived but I broke through my grave ripped the pine box seal apart.
Head first yelling “maggot break, funkadelic art”. Fear is a dark
side fair-weather friends fly, Hitchcock Same birds scatter when the
end stop. Couple let their guards down, figure they was there for
certain Talking about “time to pull the plug and close the curtain”
i równie trafne w przekazie od EV. Co prawda, nie ma tutaj takiego
żywiołu jak w „This Way” bądź „Back Again” lecz
wykorzystanie do maksimum beatu, z flow świetnie wpisującym się w
dźwięki zaowocowało grubym sztosem. „Show Me The Way” z featem
w refrenach od Aloe Blacc brzmi jak kontynuacja „Worst Comes To
Worst”. Licytacja na intrygujące metafory, techniczny ład i w
100% adekwatny refren. Kawałek mistrz!
Promo
kawałki choć są największymi perłami na płycie to „Directors
Of Photography” trzyma poziom bez wyjątku. „Directors” będące
swoistym przedłużeniem intra. Mocne wejścia Pana Wolnego i to
wszystko na beatcie który sam stworzył. Kilka ciekawych follow
up`ów, kilka mocnych metafor. „Cut My Teeth” z jedną z lepszych
produkcji na płycie od Alchemista. Obrazy Kalifornii, tej realnej,
wyzbytej sztucznego obrazu medialnego lecz jakby opisywany za pomocą
dzięków z NY. Beat mało Westcoastowy lecz świetnie wpisujący się
w klimat wersów. Obłąkane produkcje na „Defari Interlude” oraz
„The Dark Room” mimo prostoty płynącej z głośników nie grożą
nudą. Solówka od EV w pierwszym kawałku w której nacisk został
położony w przekazie, nie ma tu popisów technicznych i „The Dark
Room” w którym niepokój wręcz kipi. Wszystko to intryguje
mocnymi wersami: „I felt emotions so deep, but my words
got blocked. You see I never smoked before so my nerves got shocked I
couldn't talk a word, but I could see the world. I mean everything
became so clear I didn't slur shit, I just kept quiet and made a note
of it before the poetry is out the fire and I'm over it Retire
notably and every move's a curtain call”.
Mroczny
klimat album przemija w drugiej części krążka. Klimatyczne "Let
Your Thoughts Fly Away" z świetnie przemyconymi rifami gitary i
zgrabnymi cutami, „Century of the Self" z hipnotycznym beatem,
spora tu zasługa zacnego Oh No. Solowy kawałek Rakaa w którym
jednak nie wybił się na tyle by Evidence stanął w drugim szeregu.
Klawisze w „Opinions May Vary” czy elementy elektroniki w „The
Revesal” sprawiają, że album nijak nie daję rutynie. Wybijające
się „Trouble” żywy beatem nieco rozczarowuje za sprawą mało
wciągających popisów obu MC. Fakt, nawijak w przypadku EV i Rakaa
jest dobrze znana od lat ale przy takich dźwiękach solidność
staję się z czasem męcząca. Zupełnie inaczej raperzy z Dilated
Peoples brzmią na „lekkich” beatach. „L.A. River Drive”
gdzie obaj raperzy z swymi wolnymi wersami skupili uwagę na udanych
linijkach: „They watch our moves, every step becomes the cinema
With cameras in the street lights, the city life. I live it up Only
my notable moments are here for quoting. The rest are over Gone With
The Wind, it’s like the cold is blowing But fuck it, the pen's in
motion like my Venice Ocean”. Zamykający krążek numer „The
Bigger Picture” na beatcie 9th Wonder z cieplejszym
klimatem za sprawą „gorących” sampli. Tekstowo również jest
dobrze: „With Curtis Mayfield singing “Just be Thankful”.
Slapping loud out a glasshouse, pearl enamel tooth color Seasoned old
cats then the ragtop, roof covered. Nodded and they nodded back,
respect acknowledged”. Słuchając tego numeru mam wrażenie,
że cofam się do roku 2007 i z głośników płynie niesamowite
„Chase The Clouds Away”.
Powroty
po długiej przerwie nigdy nie są prostą sprawą, co chociażby
obrazuje polska rap gra. W przypadku ekipy Dilated Peoples ta sztuka
okazała się jednak warta uwagi. Efektem pracy Evidenca, Rakaa oraz
DJ Babu jest album na wysokim poziomie pod każdym względem. Wersy
dwóch raperów o mocno zbliżonym stylu po raz kolejny obroniły
się. Progres? Ciężko oczekiwać od raperów którzy na scenie są
nie od wczoraj by nagle wyskoczyli poziom wyżej, tym bardziej gdy
skillsami przewyższają o kilka klas wielu mainstreamowych raperów.
Ciężko stwierdzić kto bardziej wybił się na nowym krążku lecz
z całą pewność nikt nie zawiódł. Gości na płycie zbyt wielu
nie ma, ci którzy jednak dograli się na „Directors Of
Photography” wstrzelili się w klimat kawałków. Muzycznie mamy
rap jaki mogliśmy przewidzieć. Truschoolowe dziedzictwo w XXI
wieku, nie ma tu elektronicznych dziwactw bądź popowo-radiowych
tracków bez duszy.
Jeśli
miałbym się do czegoś przyczepić to do braku zaskoczeń. Zabrakło
momentów gdy album wykracza poza przewidywalną koncepcję. W pewnym
sensie jest to także zaleta tego krążka. Koncepcja nie jest
przytłaczająca, świat jaki został przekazany na „Directors Of
Photography” ani nie spowoduje u Nas depresji ani także nie
wprowadzi w stan euforii. EV do spółki z Rakaa pokazał, że obaj
zasługują na miano dobrych obserwatorów, którzy w sposób ciekawy
potrafią sprzedać swoje spostrzeżenia. Efektem tego hiphopowego
albumu ze zdjęciami jest album o swoistym uroku. Niby nie ma
kawałków które by wbijały się od pierwszego przesłuchania do
głowy jednak chce się wracać do tego krążka. Bez Photoshopa w
postaci pustych linijek, bez zbędnych featów lub sztucznych tracków
wyzbytych głębszego sensu.
Mimo
kolejnego świetnego albumu Dilated Peoples kolejny raz nie ma
sukcesu komercyjnego. Zaledwie sześć i pół tysiąca egzemplarzy w
pierwszym tygodniu sprzedaży w USA i zaledwie 41 pozycja w Billboard
200. Bardzo pozytywne recenzje, zawartość płyty na wysokim
poziomie, czego chcieć więcej? Sam nie wiem czy to najlepszy album
w dyskografii Dilated Peoples. Na pewno jest to najbardziej dojrzały
album, w pełni przemyślany, z jasną lecz nie przekombinowaną
koncepcją, na równym, wysokim poziomie. Mimo tego, że jesień 2014
zapowiada się na bardzo bogatą pod względem nowości to album
„Directors Of Photography” będzie jedną z ważniejszych
widokówek tego roku.
Ocena: 8/10
Pozdrawiam
Krzywa krooopa