„Nie da się tego
zrobić… Czego? Nie
da, nie da się po prostu tego zrobić. … Jak się nie da? Próbuje zadać cios i… I
nie mogę bo coś mnie pcha”. Pcha tak od premiery Czystej Brudnej Prawdy i pchać
będzie dalej. Zawiłe wiraże złych snów nadal karcić będą a polowanie na zło
ciągle trwa. Choć jak w złym śnie
Sokoła, wynik polowania jest z góry przesądzony. Czy aby na pewno?
13 grudnia 2013
(znowu 13-tka) na światło dzienne wychodzi drugi wspólny album duetu Sokół-
Marysia Starosta. (W dniu premiery zyskuje status Złotej płyty.) Mimo braku
singli promocyjnych oraz klipów. Głośne zapowiedzi na fanpage`u, w wywiadach,
beaty od legendarnego DJ Premier`a oraz typa którego ksywa znaczy coraz więcej
czyli twórcy stylu ASAP Rocky`ego –SpaceGhostPurrp, brak gości (jak na polską
mainstremową scenę i nie tylko rzecz mało spotykana w obecnych czasach),
oryginalna okłada, masa oczekiwań, rzadko jak na Polską scenę spotykane
zainteresowanie i…… BOOM! ostatecznie kurtyna opadła a wraz z nią nadszedł czas
odpowiedzi. Czy balon wytrzyma, czy album jest naprawdę „mało hip-hop`owy”,
burzy tak zwane ramy gatunku i jak wpłynie na rap grę? Jako psycho-fan Sokoła
obiektywne do album podejść nie mogę. Choć i tak w istnienie „obiektywizmu”
jakkolwiek rozumianego nie wieżę. Więc z góry „recka” skazana jest na szukanie głębszych rzeczy które
wybiją Czarną Białą Magię na level up w stosunku do reszty tego rocznych
produkcji Made in Poland. W przypadku pierwszego albumu opisywanego duetu
poziom zaspokojenia intensywności płyty osiągnął zenit po kilku miesiącach. CBP
oceniana z perspektywy czasu staje się przedsionkiem monochromicznego snu gdzie
po lewej stronie wisi stare zamglone lustro odbijające widok plakatu z Van
Dame, w przedpokoju stoi kobieta raz gotowa do sekundowego rozchylenia nóg, raz
chcąca odgryźć przyrodzenie, w uszach dudni echo koncertu z 2002 roku,
powietrze ma smak serca ulicy, a ściany mają kolor wnętrzności i na pewno nie
jest to kolor czerwony… Przed 13 grudnia nie wiedziałem czego się spodziewać, żaden
numer nie był znany. Że album będzie przed długi czas wgryzał się w psychikę aż
swą magią zakiełkuje było pewne!
Mania szukania
cykliczności powoduje że oceniając CBM nie potrafię odciąć się od
wcześniejszych rzeczy jakie nagrał Sokół. Choć to banalna przypadłość jak
połączenie tequili z cytryną. W 2005 roku Sokół witał nas w nowej
rzeczywistości, przesączonej realistycznym obrazem tego co wówczas ze wszech stron
nas otaczało. Zabrzmiało cholernie banalnie? No pewnie, choć przecież nie o tym
albumie będzie mowa. Skupiony na doczesnych sprawach album nie skwitowałbym
wersem, który najbardziej mi wpadł w głowę- "umorusane
dzieci naćpanych meneli charkają pod nogi resztką nadziei” to był krążek typu „tu
i teraz” z widokiem na lepsze jutro, choć nie znoszę jakichkolwiek
kategoryzacji. Kwintesencją tamtego krążka za to było- „Mogę wszystko”, jawny
kurs na lepszą, sprywatyzowaną planetę. Na Czystej Brudnej Prawdziwe słyszałem rozważania
faceta po 30-tce, pogodzonego z pewnymi sprawami, sukcesami porażkami, niemającego
złudzeń (choć czy Sokół miał je kiedykolwiek, pewnie jak każdy z nas kiedyś
miał). Marysia stanowiąca raczej uzupełnienie progresu byłego członka WWO. Dziś
reprezentant ZIP Składu wita nas w swym
własnym mętnym świecie. Na pierwszy rzut ucha obraz jaki Sokół nam przedstawia
jest nierealny. Senne mary po zażyciu LSD wiją się od kąta do kąta, to myśli
nie pozwalają na złapanie nowego kursu, to rozterki kobiece próbują się przebić
przez ścianę…. a monochromiczny widok niektórych razi w oczy, innym szumi w
uszach a jeszcze innym porywa duszę. Ale po kolei…
Drogę przez
zakamarki Czarnej Białej Magii zaczynamy od „Proporcji” – psychodelika z
pierwszych dźwięków niczym klimat filmów Hitchocka , wyczekiwanie na pierwszy
wers. Pierwszym sekundami SpaceGhostPurrp zbudował podwaliny całej ponad
godzinnej wędrówki. Niemal na dzień dobry- „Zło upominać lubi się
jest sadystą wciąż” potwierdza dalsze polowanie na zło. A więc jednak
kontynuujemy pewnie ścieżki z CBP. „Nienawiść - tak zostałem wychowany…..
Miłość- tak zostałem wychowany”- waga wokół której będziemy się poruszać przez
cały krążek. No właśnie poruszanie,
dekodowanie czy jak ktoś woli rozkminianie…. z zapowiedzi wiemy że forma ma być
nie banalna i dosyć specyficzna. Album nie przegadany, w którym naprawdę można
w słuchać się w muzykę nie tylko na intro i outro i nie cedząc jej między tekstami. Miało być
wulgarnie ale jednocześnie lirycznie. Z jednej strony miał być specyficzny
Na drugiej stacji wita nas widok
spalonych mostów. Spokojnych, lekki, nie kujący w oczy drink od barmana życia.
„Perfect całkiem” choć trafiamy znów na spalony most. Wdychanie swądu przeszłości
prowadzi nas do historii grania koncertu na pretensjonalnych zakamarkach
Polski. Choć utwór „Każdy dzień” stanowi raczej metaforę sceny z 2002 roku. Gdy
nastała pierwsza moda na rap w Polsce. Na moje nieszczęście sam niestety
odkrywałem rap i na dzień dobry media pakowały takie postacie jak Jeden Osiem L
a nie Eis. „Kac był potem nie do przejścia”- no właśnie, rozliczenie spokojne
bez spiny a może słyszę co innego? Z
propagowania miłości do życia, z kopyta wchodzi walec. „Równać ziemie trzeba
zwyrodniale kurwy jak walec”. Beat
niczym horror azjatycki, pełny niepokoju, wszechobecności lęku nienazwanego. „W
tym temacie nie ma żadnego ale…”- fakt nie ma żadnego ale mocny akcent Sokoła
wbija w ziemie nie tylko warstwą liryczną „ale” i powerem swego flow. Wracając
do ogólnych zapowiedzi płyty. Miały być wahania. Raz spokój, raz pierdolnięcie.
I tak z mocnego numeru przechodzimy do Wyblakłych myśli…. Wjazd bez beatu i… ścięcie z nóg. Chociaż flow
wolne jak prowadzenie piłki piłkarzy naszej reprezentacji, nie ma
przyspieszenia na ślepo, naciąganych metafor, na siłę wpisanych follow up`ów.
Beat zaskakujący, White House „takie rzeczy” robią? WOW, budowanie napięcia w
tym kawałku po pierwszym odsłuchu nieco rozczarowało dopiero za drugim
przyszedł czas na nawrócenie. Historie przytoczone przez Sokoła niczym żywcem
wyciągnięte z polskich seriali kryminalnych lat 90-tych. Scratch wylewa garb
myśli nagromadzonych, kończąc mistrzowski numer. Borderline- pierwsza „solówka”
Marysi na tym albumie i zarazem powrót do Cynamonu z CBP. Natura przeciętnej
kobiety w wieku produkcyjnym, „Kochaj mnie (weź się jeb)” miłość przemielona z
zazdrością, lękami, doświadczeniami jątrząca jak beat który spokojnie mógłby
znaleźć się na soundtracku do hardcorovej wersji Dynastii. Tytułowa Czarna
Biała Magia na wstępie bezkompromisowo wyciąga na światło dzienne pustkę
obecnej kultury masowej– „Czy to przeklęta kraina, która sama przeklina….
Popkultura mieli wszystko jednym trybem Jezus, Adolfa Hitler, Justin Bieber”. Już pierwszą zwrotką mamy obraz pomieszanej
kultury, kościołów, prostej rozrywki aka sztuczki magika. „Wyłącz jak nie
interesuje Cię prawda… ona nie jest taka łatwa” –fakt nie jest, jest brudna ale
i czysta jak 2011 roku. Prościej nie będzie choć mamy żarówki co i w ciemności
dają światło… Szybki skok do „w mieście”
i znowu spokojnie. Opis jak cała płyta liryczno-wulgarnie ale proporcje mniej
więcej pośrodku. Zdeptane kwiaty- i moment gdy zaczynam się gubić, płyta Sokoła
i Starosty w odtwarzaczu czy Sonic Youth? Tekst i wokal niczym Pustki, gdybym
ten numer usłyszał przypadkowo to pewnie umieścił bym go na album „Koniec
kryzysu”, W dół brzuchem – jeden z faworytów albumu, lekkie wprowadzenie.
Czyżby Sokół stracił to co miał „w sercu” na CBP? Eksplozja zagubienia wrośnięta w dylemat
poderznięcia ostatniej gałęzi ludzkość bądź ucieczka. Jak się kończy lot w dół
brzuchem? „Chujowo”. Zatruty podmiot czy jak ktoś woli wyrażony paw
egzystencjalny (…Ale nie jestem w stanie, ryczę i błagam i niech przestanie…)
brzmi jak fragment scenariusza mistycznych harc bądź opis porwany z notatnika
Stephena Kinga. SpaceGhostPurrp zbudował niepozorny beat, choć monotonny to jednak nie
usypiający i ten obłąkany śmiech… kawałek na tyle dobry że nagle w pokoju
wyrosły czerwone zasłony a i szmer kartki zaczął przypominać obce szepty. Kolejne
przebudzenie, syreny, groza, na wiatr Sokół wylewa wewnętrzny monolog co brzmi
jak by od długie czasu uwierał. Zepsute miasto – chyba najbardziej oczekiwany
numer z płyty. Produkcja legendarnego członka Gang Starr charakterystyczna.
Niby nic odkrywczego Premo nie wydał… ale k…a to DJ Premier, każdy wie jak
brzmią jego produkcję. Klasyka sama w sobie. A i sam Sokół po raz kolejny nie
rozczarował choć w rap grze numerów o Warszawie jest więcej niż włosów na ciele
ormiańskiego pasterza. Ciepłe i w pełni kobiecie „spierdalaj” Marysi idealnie
wpisuje się w brudny „love song” z kolei „Reszta życia” -jednej z najbardziej
lirycznych jeśli nie najbardziej liryczny utwór. „Dobra, koniec baśni, rzeczywistość”
- więc wracamy na ziemię do brudu i
prostej czysto-brudnej prawdy. Choć sam tekst wraz z produkcją Shuko brzmi żeby
nie przesadzić podniośle, epicko czy też może mniej emocjonalnie –pozytywnie.
Wprost przedstawiona rzeczywistość pełną szybkiego pędu, płytkości i ignorancji
gdzie życie przelatuje między palcami podsumowane- „Wegetuj, biednie i się
upij, wyjeb na twarz. Albo wstań i załóż buty, poznaj świat, już czas”. Album
mógłbym się skończy na przed ostatnim numerze. Nieziemska lekkość Marysi Starosta
i jej opowieść o uwolnieniu o wszelkich mar i koszmarów które przewijały się
przez ponad godzinę poprzednich kawałków, sample z ważnego dla fanów Sokoła
kawałka „jeszcze będzie czas” i chyba ten czas przyszedł. Nagle wiele wątków z
płyty same złożyły się w całość.. Ową całość tak naprawdę kończy triumfalny
marsz na materialne White House`ów. Sokół kończy płytę, obietnicą wygrania
wojny, osiągnięcia zenu który obrał już na płytach WWO. „Ja nie padnę, nie
padnę Ci do stóp” –i tak zrobił. To my padliśmy na kolana po tym albumie.
Jaki jest to album? Na pewno
najbardziej dojarzy w jakim maczał swym flow Nocny narrator. Już Czysta Brudna Prawda
była albumem wyzbytym przypadkowości, wpadek, poważnych błędów czy też przeciętności.
CBM wprowadza duet Sokół –Marysia Starosta na piedestał polskiej rap gry. To
już nie dobry album wyróżniający się na tle sceny. Bo takiego chyba każdy
słuchacz oczekiwał. To materiał 36 latka, który może nagrywać już co chce i
nikt mu nie wypomnie tej czy innej ścieżki. To materiał gdzie Marysia Starosta
wybija się poza „tło”, co było częstym zarzutem po premierze CBP. To album
który straszył mrokiem ale w zapowiedział. Bo całość to pozytywne spojrzenie w
przyszłość i akceptacja świata w który nikt z nas Bogiem nigdy nie będzie. W
czasach gdy „zło” stało się jednym z najpopularniejszych produktów na świecie. Gdy co raz więcej hiphopowych płyt musi
zawierać kawałek z serii horror-rap. A
zło wylewa się z każdego kąta. I jest wręcz dostępnym towarem na półkach sklepowych,
Sokół proponuje opowieść o mrocznych stronach życia bez zbędnego ubarwiania, banalnych
opowiadaniach o demonach ala gimbusowskie klimaty.
W przeciwieństwie do innych
czołowych pozycji 2013, CBM nie zżyna na siłę. Nie jest to polski odpowiednik LONG.LIVE.ASAP
choć SpaceGhostPurrp mocno naprowadził na podobne tory. A skoro przytoczony
został kosmiczny duch, to warto podkreślić to jego Beaty wybijają się
najbardziej, choć L.A. z Magierą również grubo „rozjebali”. Szukanie na siłę
słaby stron tego wydawnictwa jest stratą czasu. Choć być może za kilka miesięcy
coś się znajdzie. Może niektórzy będą pisać w komentarzach, że DJ Premier dał
odrzuty (pfff ta jasne), że Sokół znowu zanotował regres a Marysia to tylko
słabe chórki. Ok – każdy może znaleźć co chce, problem w tym, że i tak nie
znajdzie nawet jeśli będzie bardzo chciał. Obawą przed 13 grudnia była
perspektywa przekombinowania. I może pierwszy odsłuch nie do końca trafiał w pewnych
momentach. To jednak zgodnie z zasadą „przesłuchałeś raz- nie przesłuchałeś
wcale” powroty do albumu dały w pełni wgryzły się w psyche. Sokół nie stał się
obłąkanym MC (pewnie niektórzy skojarzą z Medium, a to jednak błąd), nie wydał
materiału oderwanego od rzeczywistości. Ta Magia nie jest pełną abstrakcją,
liryczną wersją Hello Kitty. CBM nie jest też rewolucją. Nie jest to też
materiał oderwany od rapu, mamy beuty, mniej lub bardziej hiphopowe, może i
trueschoole będą niezadowoleni choć mają Premo naprawdę w genialnej produkcji,
mamy scratche, mamy rapera który bez kompromisów opisuje rzeczywistość w sposób
oryginalny, szczery, brudny ale i liryczny.
Jeśli miałbym podsumować ten album to użył był jedynie
pozytywnych słów. Bo i przesłanie choć brzmi to banalnie tego albumu jest
pozytywne. Wygrany Sokół, rap który zjadł 2013 rok w Polsce Czarna Biała Magia
staje się dla mnie hiphopową wersją „The Wall” Pink Floyd. Album który już stał
się klasykiem i który będzie pewnie powielany przez połowę naszej rodzimej
sceny. Kanibalizm
tej płyty zjada swój ogon jednocześnie nie tracąc smaku, a my apetytu. Polowanie
choć się wciąż nie zakończyło to jednak celnik został precyzyjnie namierzony.
Ocena 10/10
Mam nadzieje, że nie był to bełkot i strata czasu dla Was czytających...