środa, 18 grudnia 2013

Czarno-biała ściana


„Nie da się tego zrobić… Czego?  Nie da, nie da się po prostu tego zrobić. … Jak się nie da? Próbuje zadać cios i… I nie mogę bo coś mnie pcha”. Pcha tak od premiery Czystej Brudnej Prawdy i pchać będzie dalej. Zawiłe wiraże złych snów nadal karcić będą a polowanie na zło ciągle trwa. Choć jak w  złym śnie Sokoła, wynik polowania jest z góry przesądzony. Czy aby na pewno?
13 grudnia 2013 (znowu 13-tka) na światło dzienne wychodzi drugi wspólny album duetu Sokół- Marysia Starosta. (W dniu premiery zyskuje status Złotej płyty.) Mimo braku singli promocyjnych oraz klipów. Głośne zapowiedzi na fanpage`u, w wywiadach, beaty od legendarnego DJ Premier`a oraz typa którego ksywa znaczy coraz więcej czyli twórcy stylu ASAP Rocky`ego –SpaceGhostPurrp, brak gości (jak na polską mainstremową scenę i nie tylko rzecz mało spotykana w obecnych czasach), oryginalna okłada, masa oczekiwań, rzadko jak na Polską scenę spotykane zainteresowanie i…… BOOM! ostatecznie kurtyna opadła a wraz z nią nadszedł czas odpowiedzi. Czy balon wytrzyma, czy album jest naprawdę „mało hip-hop`owy”, burzy tak zwane ramy gatunku i jak wpłynie na rap grę? Jako psycho-fan Sokoła obiektywne do album podejść nie mogę. Choć i tak w istnienie „obiektywizmu” jakkolwiek rozumianego nie wieżę. Więc z góry „recka” skazana  jest na szukanie głębszych rzeczy które wybiją Czarną Białą Magię na level up w stosunku do reszty tego rocznych produkcji Made in Poland. W przypadku pierwszego albumu opisywanego duetu poziom zaspokojenia intensywności płyty osiągnął zenit po kilku miesiącach. CBP oceniana z perspektywy czasu staje się przedsionkiem monochromicznego snu gdzie po lewej stronie wisi stare zamglone lustro odbijające widok plakatu z Van Dame, w przedpokoju stoi kobieta raz gotowa do sekundowego rozchylenia nóg, raz chcąca odgryźć przyrodzenie, w uszach dudni echo koncertu z 2002 roku, powietrze ma smak serca ulicy, a ściany mają kolor wnętrzności i na pewno nie jest to kolor czerwony… Przed 13 grudnia nie wiedziałem czego się spodziewać, żaden numer nie był znany. Że album będzie przed długi czas wgryzał się w psychikę aż swą magią zakiełkuje było pewne!
Mania szukania cykliczności powoduje że oceniając CBM nie potrafię odciąć się od wcześniejszych rzeczy jakie nagrał Sokół. Choć to banalna przypadłość jak połączenie tequili z cytryną. W 2005 roku Sokół witał nas w nowej rzeczywistości, przesączonej realistycznym obrazem tego co wówczas ze wszech stron nas otaczało. Zabrzmiało cholernie banalnie? No pewnie, choć przecież nie o tym albumie będzie mowa. Skupiony na doczesnych sprawach album nie skwitowałbym wersem, który najbardziej mi wpadł w głowę- "umorusane dzieci naćpanych meneli charkają pod nogi resztką nadziei” to był krążek typu „tu i teraz” z widokiem na lepsze jutro, choć nie znoszę jakichkolwiek kategoryzacji. Kwintesencją tamtego krążka za to było- „Mogę wszystko”, jawny kurs na lepszą, sprywatyzowaną planetę. Na Czystej Brudnej Prawdziwe słyszałem rozważania faceta po 30-tce, pogodzonego z pewnymi sprawami, sukcesami porażkami, niemającego złudzeń (choć czy Sokół miał je kiedykolwiek, pewnie jak każdy z nas kiedyś miał). Marysia stanowiąca raczej uzupełnienie progresu byłego członka WWO. Dziś reprezentant ZIP Składu wita nas  w swym własnym mętnym świecie. Na pierwszy rzut ucha obraz jaki Sokół nam przedstawia jest nierealny. Senne mary po zażyciu LSD wiją się od kąta do kąta, to myśli nie pozwalają na złapanie nowego kursu, to rozterki kobiece próbują się przebić przez ścianę…. a monochromiczny widok niektórych razi w oczy, innym szumi w uszach a jeszcze innym porywa duszę. Ale po kolei…
Drogę przez zakamarki Czarnej Białej Magii zaczynamy od „Proporcji” – psychodelika z pierwszych dźwięków niczym klimat filmów Hitchocka , wyczekiwanie na pierwszy wers. Pierwszym sekundami SpaceGhostPurrp zbudował podwaliny całej ponad godzinnej wędrówki. Niemal na dzień dobry- „Zło upominać lubi się jest sadystą wciąż” potwierdza dalsze polowanie na zło. A więc jednak kontynuujemy pewnie ścieżki z CBP. „Nienawiść - tak zostałem wychowany….. Miłość- tak zostałem wychowany”- waga wokół której będziemy się poruszać przez cały krążek.  No właśnie poruszanie, dekodowanie czy jak ktoś woli rozkminianie…. z zapowiedzi wiemy że forma ma być nie banalna i dosyć specyficzna. Album nie przegadany, w którym naprawdę można w słuchać się w muzykę nie tylko na intro i outro  i nie cedząc jej między tekstami. Miało być wulgarnie ale jednocześnie lirycznie. Z jednej strony miał być specyficzny
Na drugiej stacji wita nas widok spalonych mostów. Spokojnych, lekki, nie kujący w oczy drink od barmana życia. „Perfect całkiem” choć trafiamy znów na spalony most. Wdychanie swądu przeszłości prowadzi nas do historii grania koncertu na pretensjonalnych zakamarkach Polski. Choć utwór „Każdy dzień” stanowi raczej metaforę sceny z 2002 roku. Gdy nastała pierwsza moda na rap w Polsce. Na moje nieszczęście sam niestety odkrywałem rap i na dzień dobry media pakowały takie postacie jak Jeden Osiem L a nie Eis. „Kac był potem nie do przejścia”- no właśnie, rozliczenie spokojne bez spiny a może słyszę co innego?  Z propagowania miłości do życia, z kopyta wchodzi walec. „Równać ziemie trzeba zwyrodniale kurwy  jak walec”. Beat niczym horror azjatycki, pełny niepokoju, wszechobecności lęku nienazwanego. „W tym temacie nie ma żadnego ale…”- fakt nie ma żadnego ale mocny akcent Sokoła wbija w ziemie nie tylko warstwą liryczną „ale” i powerem swego flow. Wracając do ogólnych zapowiedzi płyty. Miały być wahania. Raz spokój, raz pierdolnięcie. I tak z mocnego numeru przechodzimy do Wyblakłych myśli….  Wjazd bez beatu i… ścięcie z nóg. Chociaż flow wolne jak prowadzenie piłki piłkarzy naszej reprezentacji, nie ma przyspieszenia na ślepo, naciąganych metafor, na siłę wpisanych follow up`ów. Beat zaskakujący, White House „takie rzeczy” robią? WOW, budowanie napięcia w tym kawałku po pierwszym odsłuchu nieco rozczarowało dopiero za drugim przyszedł czas na nawrócenie. Historie przytoczone przez Sokoła niczym żywcem wyciągnięte z polskich seriali kryminalnych lat 90-tych. Scratch wylewa garb myśli nagromadzonych, kończąc mistrzowski numer. Borderline- pierwsza „solówka” Marysi na tym albumie i zarazem powrót do Cynamonu z CBP. Natura przeciętnej kobiety w wieku produkcyjnym, „Kochaj mnie (weź się jeb)” miłość przemielona z zazdrością, lękami, doświadczeniami jątrząca jak beat który spokojnie mógłby znaleźć się na soundtracku do hardcorovej wersji Dynastii. Tytułowa Czarna Biała Magia na wstępie bezkompromisowo wyciąga na światło dzienne pustkę obecnej kultury masowej– „Czy to przeklęta kraina, która sama przeklina…. Popkultura mieli wszystko jednym trybem Jezus, Adolfa Hitler, Justin Bieber”.  Już pierwszą zwrotką mamy obraz pomieszanej kultury, kościołów, prostej rozrywki aka sztuczki magika. „Wyłącz jak nie interesuje Cię prawda… ona nie jest taka łatwa” –fakt nie jest, jest brudna ale i czysta jak 2011 roku. Prościej nie będzie choć mamy żarówki co i w ciemności dają światło…  Szybki skok do „w mieście” i znowu spokojnie. Opis jak cała płyta liryczno-wulgarnie ale proporcje mniej więcej pośrodku. Zdeptane kwiaty- i moment gdy zaczynam się gubić, płyta Sokoła i Starosty w odtwarzaczu czy Sonic Youth? Tekst i wokal niczym Pustki, gdybym ten numer usłyszał przypadkowo to pewnie umieścił bym go na album „Koniec kryzysu”, W dół brzuchem – jeden z faworytów albumu, lekkie wprowadzenie. Czyżby Sokół stracił to co miał „w sercu” na CBP?  Eksplozja zagubienia wrośnięta w dylemat poderznięcia ostatniej gałęzi ludzkość bądź ucieczka. Jak się kończy lot w dół brzuchem? „Chujowo”. Zatruty podmiot czy jak ktoś woli wyrażony paw egzystencjalny (…Ale nie jestem w stanie, ryczę i błagam i niech przestanie…) brzmi jak fragment scenariusza mistycznych harc bądź opis porwany z notatnika Stephena Kinga. SpaceGhostPurrp zbudował  niepozorny beat, choć monotonny to jednak nie usypiający i ten obłąkany śmiech… kawałek na tyle dobry że nagle w pokoju wyrosły czerwone zasłony a i szmer kartki zaczął przypominać obce szepty. Kolejne przebudzenie, syreny, groza, na wiatr Sokół wylewa wewnętrzny monolog co brzmi jak by od długie czasu uwierał. Zepsute miasto – chyba najbardziej oczekiwany numer z płyty. Produkcja legendarnego członka Gang Starr charakterystyczna. Niby nic odkrywczego Premo nie wydał… ale k…a to DJ Premier, każdy wie jak brzmią jego produkcję. Klasyka sama w sobie. A i sam Sokół po raz kolejny nie rozczarował choć w rap grze numerów o Warszawie jest więcej niż włosów na ciele ormiańskiego pasterza. Ciepłe i w pełni kobiecie „spierdalaj” Marysi idealnie wpisuje się w brudny „love song” z kolei „Reszta życia” -jednej z najbardziej lirycznych jeśli nie najbardziej liryczny utwór. „Dobra, koniec baśni, rzeczywistość” -  więc wracamy na ziemię do brudu i prostej czysto-brudnej prawdy. Choć sam tekst wraz z produkcją Shuko brzmi żeby nie przesadzić podniośle, epicko czy też może mniej emocjonalnie –pozytywnie. Wprost przedstawiona rzeczywistość pełną szybkiego pędu, płytkości i ignorancji gdzie życie przelatuje między palcami podsumowane- „Wegetuj, biednie i się upij, wyjeb na twarz. Albo wstań i załóż buty, poznaj świat, już czas”. Album mógłbym się skończy na przed ostatnim numerze. Nieziemska lekkość Marysi Starosta i jej opowieść o uwolnieniu o wszelkich mar i koszmarów które przewijały się przez ponad godzinę poprzednich kawałków, sample z ważnego dla fanów Sokoła kawałka „jeszcze będzie czas” i chyba ten czas przyszedł. Nagle wiele wątków z płyty same złożyły się w całość.. Ową całość tak naprawdę kończy triumfalny marsz na materialne White House`ów. Sokół kończy płytę, obietnicą wygrania wojny, osiągnięcia zenu który obrał już na płytach WWO. „Ja nie padnę, nie padnę Ci do stóp” –i tak zrobił. To my padliśmy na kolana po tym albumie.
Jaki jest to album? Na pewno najbardziej dojarzy w jakim maczał swym flow Nocny narrator. Już Czysta Brudna Prawda była albumem wyzbytym przypadkowości, wpadek, poważnych błędów czy też przeciętności. CBM wprowadza duet Sokół –Marysia Starosta na piedestał polskiej rap gry. To już nie dobry album wyróżniający się na tle sceny. Bo takiego chyba każdy słuchacz oczekiwał. To materiał 36 latka, który może nagrywać już co chce i nikt mu nie wypomnie tej czy innej ścieżki. To materiał gdzie Marysia Starosta wybija się poza „tło”, co było częstym zarzutem po premierze CBP. To album który straszył mrokiem ale w zapowiedział. Bo całość to pozytywne spojrzenie w przyszłość i akceptacja świata w który nikt z nas Bogiem nigdy nie będzie. W czasach gdy „zło” stało się jednym z najpopularniejszych produktów na świecie.  Gdy co raz więcej hiphopowych płyt musi zawierać kawałek z serii horror-rap.  A zło wylewa się z każdego kąta. I jest wręcz dostępnym towarem na półkach sklepowych, Sokół proponuje opowieść o mrocznych stronach życia bez zbędnego ubarwiania, banalnych opowiadaniach o demonach ala gimbusowskie klimaty.
W przeciwieństwie do innych czołowych pozycji 2013, CBM nie zżyna na siłę. Nie jest to polski odpowiednik LONG.LIVE.ASAP choć SpaceGhostPurrp mocno naprowadził na podobne tory. A skoro przytoczony został kosmiczny duch, to warto podkreślić to jego Beaty wybijają się najbardziej, choć L.A. z Magierą również grubo „rozjebali”. Szukanie na siłę słaby stron tego wydawnictwa jest stratą czasu. Choć być może za kilka miesięcy coś się znajdzie. Może niektórzy będą pisać w komentarzach, że DJ Premier dał odrzuty (pfff ta jasne), że Sokół znowu zanotował regres a Marysia to tylko słabe chórki. Ok – każdy może znaleźć co chce, problem w tym, że i tak nie znajdzie nawet jeśli będzie bardzo chciał. Obawą przed 13 grudnia była perspektywa przekombinowania. I może pierwszy odsłuch nie do końca trafiał w pewnych momentach. To jednak zgodnie z zasadą „przesłuchałeś raz- nie przesłuchałeś wcale” powroty do albumu dały w pełni wgryzły się w psyche. Sokół nie stał się obłąkanym MC (pewnie niektórzy skojarzą z Medium, a to jednak błąd), nie wydał materiału oderwanego od rzeczywistości. Ta Magia nie jest pełną abstrakcją, liryczną wersją Hello Kitty. CBM nie jest też rewolucją. Nie jest to też materiał oderwany od rapu, mamy beuty, mniej lub bardziej hiphopowe, może i trueschoole będą niezadowoleni choć mają Premo naprawdę w genialnej produkcji, mamy scratche, mamy rapera który bez kompromisów opisuje rzeczywistość w sposób oryginalny, szczery, brudny ale i liryczny.
Jeśli miałbym podsumować ten album to użył był jedynie pozytywnych słów. Bo i przesłanie choć brzmi to banalnie tego albumu jest pozytywne. Wygrany Sokół, rap który zjadł 2013 rok w Polsce Czarna Biała Magia staje się dla mnie hiphopową wersją „The Wall” Pink Floyd. Album który już stał się klasykiem i który będzie pewnie powielany przez połowę naszej rodzimej sceny. Kanibalizm tej płyty zjada swój ogon jednocześnie nie tracąc smaku, a my apetytu. Polowanie choć się wciąż nie zakończyło to jednak celnik został precyzyjnie namierzony.
Ocena 10/10
Mam nadzieje, że nie był to bełkot i strata czasu dla Was czytających...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz