Podobno
rap gra psuje. Lata lecą a grono wyblakły MC coraz liczniejsze.
Zgodnie z zasadą- jeśli stoisz w miejscu to się cofasz, polska
scena zalicza rocznie rejs ku swym początkom. Niemal wszechobecna
opinia, że dobry rap to był w latach 90-tych bije się z płodnością
3/4 sceny. Obecne wydawnictwa w zasadzie samodzielnie prowadzą do
kategoryzacji. Smutny 20-parolatków, SWAG nad Wisła, uliczny jak za
dawnych, przekombinowane koncept albumy, ksero rapu atrapy. Wyliczać
można dalej lecz do niczego to nie prowadzi. Wartości które były
gloryfikowane w „złotej erze” rapu w Polsce dziś jakby
przemilczane w mainstreamie. Na szczęście nie przez wszystkich.
Gdyby
ktoś przed premierą „Barda” i bez sprawdzenia promo singli
przyglądnął się na dyskografię rapera z Białegostoku zapewne z
miejsca wysnuł by klimat kolejnego krążka. I z dużym
prawdopodobieństwem trafił by w „dziesiątkę”! Lecz w tym
przypadku przewidywalność nie idzie w parze z wtórnością bądź
pójściem na skróty. Naturalna kolej rzeczy, lecąc tanią
demagogią- droga jaką przebył Luka mogła przynieść materiał
właśnie w takiej a nie innej formie. Od początku działalność
Lukasyno zawsze stał z boku. Próżno szukać jego ksywki na
komercyjnych projektach, gościnny udziały jeśli już to u dobrych
znajomych. Robiący po cichu „swoje”, wbrew wyświechtanym
trendom Lukasyno drobił się rangi rapera z najwyższej półki lecz
nie przełożyło się to na popularność na poziomie czołowych
zawodników w rap grze. Być może to postawa zdeterminowana na
tworzeniu muzyki a nie uprawianiu biznesu być może słuchacze wolą
rap o szerszej szerokości
geograficznej. Nie
odkryje Ameryki stwierdzeniem że miejsce na scenie nie ma za wiele
wspólnego z poziomem. Tak więc bilans Luki przed premierą „Barda”
to raper z respektem lecz bez adekwatnej pozycji w rap grze. Jacek
Kaczmarki polskiego rapu?
Po dobrze przyjętym „Na ostrzu noża” i świetnej kontynuacji
solowych projektów- „Czas Vendetty”, a w międzyczasie bardzo
solidnych wydawnictwach z ekipą NON Koneksja trzecie solo można
uznać za solidne podsumowanie dotychczasowych dokonań. Można by
lecz czy aby to ten moment? Udane promo single jawnie informowały o
wysokiej formie i jasnej koncepcji albumu. Po przesłuchaniu „Barda”
można ulec wrażeniu, że członek legendarnego składu WNB nie ma
zamiaru odpuszczać więc jakie podsumowania? Weteran, dinozaur? Duży
błąd, Lukasyno w przeciwieństwo do kolegów z owego nurtu z
biegiem lat nie obniżył ciężaru przekazu, a wręcz przeciwnie.
Już
33 letni MC przez lata dawkował w swym rapie skalpy doświadczeń.
Ekshibicjonizm który nie odpędza od głośników i nie budzi efektu
zmęczenia był obecny na poprzednich wydawnictwach. „Bard” ma
jeszcze więcej powiedzieć o raperze z Białegostoku. Jak sam
określił Lukasyno dla Popkiller.pl: „beaty
muszą mieć duszę”,
wyznaczać tematykę numerów. Można więc przysypiać dźwiękom z:
”Barda” wpisaną w DNA białostoczanina cząstkę spadkobierstwa
kresów wschodnich. Na złość słuchaczom rapu, media nie
związane z hip-hopem przypisały Donatanowni status pioniera w
łączeniu w hip-hopie elementu folkloru. Temat ten przewałkowany w
ostatnich miesiącach nieraz nie zachęca do kontynuacji. Słuchacze
będący z rapem Luki od czasów „Ten skład” nie trzeba
przekonywać, że raper z Białegostoku tworzy swoją muzykę z dala
od komercyjnych projektów i nie korzysta z cudzego hype`u: „Luka
wciąż jest taki sam”. Scena nie zmieniła, a wartości
pozostały. Ostatni skaut ulicznego rapu?
Gdyby
Lukasyno z płytą w tym klimacie rozpoczynał XXI wiek- swoją
muzyczną drogę to zapewne opadałby w przedbiegach. Ewolucja w
postrzeganiu „typowego” ulicznego rapu otwarła wąskie ramy
podwórkowej bramy. Podobnie jak u Włodiego progres stał się
autentyczną chlebem powszednim. Pozostanie przy charakterystycznej
retoryce dla wiadomego podgatunku zapewne zaowocowało by w kolejnym
MC z cofniętym przebiegiem ale starą karoserią. Unikalny styl na
długo wyprzedzający nieszczęsną słowiańską familiade. W
porównaniu z dawnym Luką okrzesany i w pełni wyszlifowany. Jeśli
Lukasyno znalazł swój muzyczny azyl to ma wszystko by jeszcze długo
zbierać plony.
Za
pierwsze dwa solowe wydawnictwa zabierałem się z lekkim dystansem.
Nie do końca „Na ostrzu noża” mnie przekonało. „Czas
Vendetty” mimo kilku słabszych momentów w pełni przekonało do
solowych projektów członka NON Koneksji. Klimatyczny introtrack, a
więc tytułowy- Bard samym beatem stanowi solidne wprowadzenie w
album, wersy szybko przedstawiają z kim mamy do czynienia: „Na
ulicy stoi Bard, gitara jego skarb. Puszka pełna drobnych monet-
tyle dziś talent wart. Świat wypłowiałych barw, na skórze wiele
prawd, na sercu blizny zdrad, nikt nigdy nie bił braw. Gra znaczoną
talią kart, mokry bruk, latarni blask sumienie synów miast, wie kto
mu wróg, kto mu brat”. Świetnie zbudowana produkcja w które
nie ma przypadku, mroczny dobosz, hipnotyczny wokal Juliany Dorosz,
klimatyczne klawisze. Niepokój w kawałku „Znamię Kaina” został
podtrzymany przez udane wersy. Gościnny feat od PiH nie zburzył
klimatu tracku choć same linijki gościa świeże nie są. Inne
kolaboracje wypadły co najmniej udanie. W szczególności wspólny
track z Peją i Kalim może zadowolić fanów. „Rynsztok” z
dobrym połączeniem pianina i elektronik to jednej z lepszych
momentów na płycie. Zwrotki gości dobrze uzupełniają kawałek
gospodarza. „Wczoraj jak dziś” to jeszcze lepszy popis liryczny
zaproszonych MC. Juras na mocnym beatcie pokazał, że potrafi
nawinąć emocjonalnie, Zeus ze swoją stylówką wybił się lecz
nie na tyle by rozbić klimat. Sam kawałek w tematyce dobrze
zakotwiczonej w polskim rapie ma swój smak. Nieco słabiej wypadły
kawałki z Sobotą, Nizioł, Egon i Kriso. Choć nie można im
odmówić dostosowaniem się nawijką do klimatu kawałków. Jednak w
tym numerach słychać kto tu jest gospodarzem albumu. Memento
mori bez pustej demagogi czyli apokaliptyczna- „Koneksja non
profit” gdzie świetnie z muzyką współgra flow Luki natomiast
„Złoty strzał” to pokaz zdolności Luki: „koniec końców
kocha się swe rządzę nie to się porządzą- Nietzsche. W
labiryncie dzięków szukam drzwi, muzyce poświeciłem całe swe
życie”.
Singlowe
„Zabierz mnie tam” to clou stylistyki Barda. Linijki pełne
emocji, mroczny beat, muzyczne dziedzictwo wschodnich ziem. Dobrze
skrojony rap pod Białostocką banderolą. Jeszcze więcej kipiących
emocji znajdziemy w kawałku „W imię ojca”. Nostalgiczna ballada
ze świetnym refrenem w wykonaniu Justyny Porzezinskiej, klimatyczna
gitara która jest zasługą Bynia. Mocno osobiste zwrotki na wysokim
poziomie: „Chce dać Ci to czego nie mógł dać mi ojciec,
razem puszczać latawce na łące, patrzeć jak rośniesz, wspierać
słowem. Nauczyć gardy, osłaniać głowę. Nie chce nic kazać
jedynie przestrzec. Powraca to co wysyłasz w przestrzeń. Marnowałem
czas jestem kim jestem, odwiedził mnie Chrystus ustały deszcze.
Tyrałem ciężko Chciałem się rozwijać ambicja nie pozwoliła mi
Cię zatrzymać. Nie ma nic cenniejszego niż przyjaźń, rodzina- W
imię Ojca i Syna”.
Prostota
wręcz wylewająca się z produkcji na Barcie to dodatkowy atut tego
krążka. Wystarczy nostalgiczny akord gitary i jest klimat
obnażający 3/4 wydawnictw tego roku. W ten sposób „Męski świat”
dzięki prostocie i klimatycznemu refrenowi od Kfartet szybko wpada w
pamięć. Kolejny atutem Barda jest zróżnicowanie. Z jednej strony
ballady przesiąknięte kresowymi dźwiękami a z drugiej mroczne,
niepokojące kawałki. „Dom jest tam gdzie sny” jeden z
najbardziej obrazotwórczych kawałków na albumie. Znakomite
połączenie damskich wokali, złowieszczy beat i linijki piszące w
głowie ciemne scenariusze: „Leszczynowa 56, Dziesiątki- mój
Białystok. Za oknem miałem korty, dalej kosz i boisko. Niewiele się
zmieniło, przeszłość widzę mglistą. Blok niby taki sam, inne
wokół wszystko. Szybkie dzieciństwo, dojrzałem bardzo młodo. Nie
zawsze tam gdzie chcę korytarze życia wiodą. Jestem blisko
zrozumienia kto przyjaźni wart. Przetasowałem los, gram znaczoną
talią kart. Jak to jest, że w mych snach wracam tylko tam? Choć
mieszkałem w wielu miejscach moje serce bije dla tych bloków, dla
ludzi, których mam u boku. Na ulicy wokół cały czas czuć
niepokój”.
Przez
cały czas płyta nie traci na klimacie. „Oparty o ścianę” z
gustownym akordeonem i w pełni adekwatnymi wersami w których czuć
patriotycznego ducha. Patriotycznie jest również w numerze „Czarne
ptaki” gdzie spokojny beat jeszcze bardziej uwypukla wersy Luki.
Natomiast w numerze „Amor Patriae Nostra Lex” Lukasyno kontynuuje
głębsze przemyślenia związane z obecną sytuacją polityczną.
Daleko od populizmu, w zgodzie z poglądami a nie popularnymi
programami politycznymi. Nie wygodne dla wielu prawdy- cały Luka.
Mimo
tego, że na Bardzie mamy wyrównany poziom to jednak zdarzają się
słabsze momenty. „Kielich bez dna” w którym zabrakło kropki
nad „i” w refrenie plus nieszczęsny auto-tune. Zestawienie
„Jezus-Ikar-Feniks” w kawałku „Niezawróciłbym”
brzmi groteskowo tym bardziej w mało miejskim beatcie- czytaj nie
pasującej w tym tracku elektronice. W kawałku „Trzy królowe”
refren jest zupełnie z innej parafii niż zwrotki a i brzmi
stosunkowo banalnie.
Choć
Lukasyno nie ustrzegł się błędów n nowej płycie to z czystym
sumieniem można mu oddać respekt. Luka zrobił płytę zgodną ze
swymi korzeniami. Muzycznie słychać splot kultur które
determinowały ziemie wschodnie. Jak w Czasie Vendetty tak i na
Barcie dziedzictwo Białegostoku zostało przemycone. Bez
Słowiańskich tańców, warkoczy, ubijania masła i całej tej
otoczki a`la disco. Poza tym raper z Białegostoku pokazał, że
czuje się naturalnie w tych klimatach. „Bard” można uznać za
racjonalną kontynuację wyznaczonej przed laty ścieżki. Lirycznie
poziom wciąż wysoki. Mamy tutaj uliczny rap bez tanich, łatwo
nośnych ulicznych haseł, irygujące flow dobrze współgrające z
klimatem nagrań. Dojrzałość ponad trendy które było obecne już
na wcześniejszych krążkach tak i tu nie ma elementów nadmiernego
moralizatorstwa. Mamy po prostu dojrzały rap od dojrzałego
człowieka.
Muzycznie
dostajemy album w ściśle określonej stylistyce. Choć zdarzają
się mocniejsze, ciemniejsze momenty ale także ballady przepełnione
melancholią. Wielki szacunek za wykonaną pracy należy się
producentom: PSR, Tymek, Kriso oraz Ayon, a także Julianie Dorosz i
Kfartet które stworzyły unikalny klimat. Na obecnie scenie gdy
niemal wszyscy tworzą beaty „na czasie” produkcje z Barda brzmią
jak swoisty wehikuł czasu. Podróż po kresach wschodnich,
trudniejszych ścieżkach życiowych Luki. I co ważne, liryka
Lukasyno nie zaburza tej podróży.
Taki
jest „Bard”. Tytuł album jak i cały krążek nie odbiega od
poezja Jacka Kaczmarskiego. Lukasyno Bardem XXI wieku? Niech każdy
sam sobie na to odpowie.
Ocena:
8/10
Krzywa
krooopa
Pozdrawiam
tekst jak zwykle świetny no i znowu rewelacyjna okładka płyty!
OdpowiedzUsuń"Z jednej strony ballady przesiąknięte kresowymi dziwkami a z drugiej mroczne, niepokojące kawałki." dźwiękami a nie dziwkami hahha
OdpowiedzUsuńpoprawione, dzięki!
UsuńTo jeden z najbardziej dojrzałych albumów w tak infantylnym gatunku muzycznym jakim jest rap. Analogie do Jacka Kaczmarskiego jak najbardziej słuszne. Czas postawić grubą kreskę pomiędzy rapem, a poezją. Luka to poeta.
OdpowiedzUsuńP.S. Co tam nowego szykujesz?
Infantylnym gatunku? W Polsce infantylnym i to niestety przez rap niedojrzałych raperów których na scenie nie brakuje.
UsuńObecnie czekam jak na Św. Mikołaja na nowe Dilated Peoples ale coś wydawca zamula. Oby czas szybko płynął bo wkrótce dwa ważne albumy tego roku: Żyto i Włodi!
Pozdro
Całkowicie infantylnym. Rap o rapie, bengiery o bengierach, gimbaza w piaskownicy, chujstwo jednym słowem. Całkowita zgoda Żyto i Włodek to chyba najbardziej wyczekiwane pozycje, a co za tym idzie niełatwy materiał do analizy. Dodałbym jeszcze nowego BRX-a, Kafara i TZWM, ewentualnie Proceenta.
OdpowiedzUsuńP.S. Jeszcze dziś u mnie premiera Luks Mamilion "Fundamenty". Od około tygodnia trwa walka ale dziś powinienem to zamknąć.
Pozdrawiam serdecznie!
Tazz RBB