środa, 30 lipca 2014

Korzeni nie wyrwiesz.... czyli recenzja: Lukasyno- Bard

Podobno rap gra psuje. Lata lecą a grono wyblakły MC coraz liczniejsze. Zgodnie z zasadą- jeśli stoisz w miejscu to się cofasz, polska scena zalicza rocznie rejs ku swym początkom. Niemal wszechobecna opinia, że dobry rap to był w latach 90-tych bije się z płodnością 3/4 sceny. Obecne wydawnictwa w zasadzie samodzielnie prowadzą do kategoryzacji. Smutny 20-parolatków, SWAG nad Wisła, uliczny jak za dawnych, przekombinowane koncept albumy, ksero rapu atrapy. Wyliczać można dalej lecz do niczego to nie prowadzi. Wartości które były gloryfikowane w „złotej erze” rapu w Polsce dziś jakby przemilczane w mainstreamie. Na szczęście nie przez wszystkich.
Gdyby ktoś przed premierą „Barda” i bez sprawdzenia promo singli przyglądnął się na dyskografię rapera z Białegostoku zapewne z miejsca wysnuł by klimat kolejnego krążka. I z dużym prawdopodobieństwem trafił by w „dziesiątkę”! Lecz w tym przypadku przewidywalność nie idzie w parze z wtórnością bądź pójściem na skróty. Naturalna kolej rzeczy, lecąc tanią demagogią- droga jaką przebył Luka mogła przynieść materiał właśnie w takiej a nie innej formie. Od początku działalność Lukasyno zawsze stał z boku. Próżno szukać jego ksywki na komercyjnych projektach, gościnny udziały jeśli już to u dobrych znajomych. Robiący po cichu „swoje”, wbrew wyświechtanym trendom Lukasyno drobił się rangi rapera z najwyższej półki lecz nie przełożyło się to na popularność na poziomie czołowych zawodników w rap grze. Być może to postawa zdeterminowana na tworzeniu muzyki a nie uprawianiu biznesu być może słuchacze wolą rap o szerszej szerokości geograficznej. Nie odkryje Ameryki stwierdzeniem że miejsce na scenie nie ma za wiele wspólnego z poziomem. Tak więc bilans Luki przed premierą „Barda” to raper z respektem lecz bez adekwatnej pozycji w rap grze. Jacek Kaczmarki polskiego rapu?
Po dobrze przyjętym „Na ostrzu noża” i świetnej kontynuacji solowych projektów- „Czas Vendetty”, a w międzyczasie bardzo solidnych wydawnictwach z ekipą NON Koneksja trzecie solo można uznać za solidne podsumowanie dotychczasowych dokonań. Można by lecz czy aby to ten moment? Udane promo single jawnie informowały o wysokiej formie i jasnej koncepcji albumu. Po przesłuchaniu „Barda” można ulec wrażeniu, że członek legendarnego składu WNB nie ma zamiaru odpuszczać więc jakie podsumowania? Weteran, dinozaur? Duży błąd, Lukasyno w przeciwieństwo do kolegów z owego nurtu z biegiem lat nie obniżył ciężaru przekazu, a wręcz przeciwnie.
Już 33 letni MC przez lata dawkował w swym rapie skalpy doświadczeń. Ekshibicjonizm który nie odpędza od głośników i nie budzi efektu zmęczenia był obecny na poprzednich wydawnictwach. „Bard” ma jeszcze więcej powiedzieć o raperze z Białegostoku. Jak sam określił Lukasyno dla Popkiller.pl: „beaty muszą mieć duszę”, wyznaczać tematykę numerów. Można więc przysypiać dźwiękom z: ”Barda” wpisaną w DNA białostoczanina cząstkę spadkobierstwa kresów wschodnich. Na złość słuchaczom rapu, media nie związane z hip-hopem przypisały Donatanowni status pioniera w łączeniu w hip-hopie elementu folkloru. Temat ten przewałkowany w ostatnich miesiącach nieraz nie zachęca do kontynuacji. Słuchacze będący z rapem Luki od czasów „Ten skład” nie trzeba przekonywać, że raper z Białegostoku tworzy swoją muzykę z dala od komercyjnych projektów i nie korzysta z cudzego hype`u: „Luka wciąż jest taki sam”. Scena nie zmieniła, a wartości pozostały. Ostatni skaut ulicznego rapu?
Gdyby Lukasyno z płytą w tym klimacie rozpoczynał XXI wiek- swoją muzyczną drogę to zapewne opadałby w przedbiegach. Ewolucja w postrzeganiu „typowego” ulicznego rapu otwarła wąskie ramy podwórkowej bramy. Podobnie jak u Włodiego progres stał się autentyczną chlebem powszednim. Pozostanie przy charakterystycznej retoryce dla wiadomego podgatunku zapewne zaowocowało by w kolejnym MC z cofniętym przebiegiem ale starą karoserią. Unikalny styl na długo wyprzedzający nieszczęsną słowiańską familiade. W porównaniu z dawnym Luką okrzesany i w pełni wyszlifowany. Jeśli Lukasyno znalazł swój muzyczny azyl to ma wszystko by jeszcze długo zbierać plony.
Za pierwsze dwa solowe wydawnictwa zabierałem się z lekkim dystansem. Nie do końca „Na ostrzu noża” mnie przekonało. „Czas Vendetty” mimo kilku słabszych momentów w pełni przekonało do solowych projektów członka NON Koneksji. Klimatyczny introtrack, a więc tytułowy- Bard samym beatem stanowi solidne wprowadzenie w album, wersy szybko przedstawiają z kim mamy do czynienia: „Na ulicy stoi Bard, gitara jego skarb. Puszka pełna drobnych monet- tyle dziś talent wart. Świat wypłowiałych barw, na skórze wiele prawd, na sercu blizny zdrad, nikt nigdy nie bił braw. Gra znaczoną talią kart, mokry bruk, latarni blask sumienie synów miast, wie kto mu wróg, kto mu brat”. Świetnie zbudowana produkcja w które nie ma przypadku, mroczny dobosz, hipnotyczny wokal Juliany Dorosz, klimatyczne klawisze. Niepokój w kawałku „Znamię Kaina” został podtrzymany przez udane wersy. Gościnny feat od PiH nie zburzył klimatu tracku choć same linijki gościa świeże nie są. Inne kolaboracje wypadły co najmniej udanie. W szczególności wspólny track z Peją i Kalim może zadowolić fanów. „Rynsztok” z dobrym połączeniem pianina i elektronik to jednej z lepszych momentów na płycie. Zwrotki gości dobrze uzupełniają kawałek gospodarza. „Wczoraj jak dziś” to jeszcze lepszy popis liryczny zaproszonych MC. Juras na mocnym beatcie pokazał, że potrafi nawinąć emocjonalnie, Zeus ze swoją stylówką wybił się lecz nie na tyle by rozbić klimat. Sam kawałek w tematyce dobrze zakotwiczonej w polskim rapie ma swój smak. Nieco słabiej wypadły kawałki z Sobotą, Nizioł, Egon i Kriso. Choć nie można im odmówić dostosowaniem się nawijką do klimatu kawałków. Jednak w tym numerach słychać kto tu jest gospodarzem albumu. Memento mori bez pustej demagogi czyli apokaliptyczna- „Koneksja non profit” gdzie świetnie z muzyką współgra flow Luki natomiast „Złoty strzał” to pokaz zdolności Luki: „koniec końców kocha się swe rządzę nie to się porządzą- Nietzsche. W labiryncie dzięków szukam drzwi, muzyce poświeciłem całe swe życie”.
Singlowe „Zabierz mnie tam” to clou stylistyki Barda. Linijki pełne emocji, mroczny beat, muzyczne dziedzictwo wschodnich ziem. Dobrze skrojony rap pod Białostocką banderolą. Jeszcze więcej kipiących emocji znajdziemy w kawałku „W imię ojca”. Nostalgiczna ballada ze świetnym refrenem w wykonaniu Justyny Porzezinskiej, klimatyczna gitara która jest zasługą Bynia. Mocno osobiste zwrotki na wysokim poziomie: „Chce dać Ci to czego nie mógł dać mi ojciec, razem puszczać latawce na łące, patrzeć jak rośniesz, wspierać słowem. Nauczyć gardy, osłaniać głowę. Nie chce nic kazać jedynie przestrzec. Powraca to co wysyłasz w przestrzeń. Marnowałem czas jestem kim jestem, odwiedził mnie Chrystus ustały deszcze. Tyrałem ciężko Chciałem się rozwijać ambicja nie pozwoliła mi Cię zatrzymać. Nie ma nic cenniejszego niż przyjaźń, rodzina- W imię Ojca i Syna”.
Prostota wręcz wylewająca się z produkcji na Barcie to dodatkowy atut tego krążka. Wystarczy nostalgiczny akord gitary i jest klimat obnażający 3/4 wydawnictw tego roku. W ten sposób „Męski świat” dzięki prostocie i klimatycznemu refrenowi od Kfartet szybko wpada w pamięć. Kolejny atutem Barda jest zróżnicowanie. Z jednej strony ballady przesiąknięte kresowymi dźwiękami a z drugiej mroczne, niepokojące kawałki. „Dom jest tam gdzie sny” jeden z najbardziej obrazotwórczych kawałków na albumie. Znakomite połączenie damskich wokali, złowieszczy beat i linijki piszące w głowie ciemne scenariusze: „Leszczynowa 56, Dziesiątki- mój Białystok. Za oknem miałem korty, dalej kosz i boisko. Niewiele się zmieniło, przeszłość widzę mglistą. Blok niby taki sam, inne wokół wszystko. Szybkie dzieciństwo, dojrzałem bardzo młodo. Nie zawsze tam gdzie chcę korytarze życia wiodą. Jestem blisko zrozumienia kto przyjaźni wart. Przetasowałem los, gram znaczoną talią kart. Jak to jest, że w mych snach wracam tylko tam? Choć mieszkałem w wielu miejscach moje serce bije dla tych bloków, dla ludzi, których mam u boku. Na ulicy wokół cały czas czuć niepokój”.
Przez cały czas płyta nie traci na klimacie. „Oparty o ścianę” z gustownym akordeonem i w pełni adekwatnymi wersami w których czuć patriotycznego ducha. Patriotycznie jest również w numerze „Czarne ptaki” gdzie spokojny beat jeszcze bardziej uwypukla wersy Luki. Natomiast w numerze „Amor Patriae Nostra Lex” Lukasyno kontynuuje głębsze przemyślenia związane z obecną sytuacją polityczną. Daleko od populizmu, w zgodzie z poglądami a nie popularnymi programami politycznymi. Nie wygodne dla wielu prawdy- cały Luka.
Mimo tego, że na Bardzie mamy wyrównany poziom to jednak zdarzają się słabsze momenty. „Kielich bez dna” w którym zabrakło kropki nad „i” w refrenie plus nieszczęsny auto-tune. Zestawienie „Jezus-Ikar-Feniks” w kawałku „Niezawróciłbym” brzmi groteskowo tym bardziej w mało miejskim beatcie- czytaj nie pasującej w tym tracku elektronice. W kawałku „Trzy królowe” refren jest zupełnie z innej parafii niż zwrotki a i brzmi stosunkowo banalnie.
Choć Lukasyno nie ustrzegł się błędów n nowej płycie to z czystym sumieniem można mu oddać respekt. Luka zrobił płytę zgodną ze swymi korzeniami. Muzycznie słychać splot kultur które determinowały ziemie wschodnie. Jak w Czasie Vendetty tak i na Barcie dziedzictwo Białegostoku zostało przemycone. Bez Słowiańskich tańców, warkoczy, ubijania masła i całej tej otoczki a`la disco. Poza tym raper z Białegostoku pokazał, że czuje się naturalnie w tych klimatach. „Bard” można uznać za racjonalną kontynuację wyznaczonej przed laty ścieżki. Lirycznie poziom wciąż wysoki. Mamy tutaj uliczny rap bez tanich, łatwo nośnych ulicznych haseł, irygujące flow dobrze współgrające z klimatem nagrań. Dojrzałość ponad trendy które było obecne już na wcześniejszych krążkach tak i tu nie ma elementów nadmiernego moralizatorstwa. Mamy po prostu dojrzały rap od dojrzałego człowieka.
Muzycznie dostajemy album w ściśle określonej stylistyce. Choć zdarzają się mocniejsze, ciemniejsze momenty ale także ballady przepełnione melancholią. Wielki szacunek za wykonaną pracy należy się producentom: PSR, Tymek, Kriso oraz Ayon, a także Julianie Dorosz i Kfartet które stworzyły unikalny klimat. Na obecnie scenie gdy niemal wszyscy tworzą beaty „na czasie” produkcje z Barda brzmią jak swoisty wehikuł czasu. Podróż po kresach wschodnich, trudniejszych ścieżkach życiowych Luki. I co ważne, liryka Lukasyno nie zaburza tej podróży.
Taki jest „Bard”. Tytuł album jak i cały krążek nie odbiega od poezja Jacka Kaczmarskiego. Lukasyno Bardem XXI wieku? Niech każdy sam sobie na to odpowie. 
 

Ocena: 8/10
Krzywa krooopa
Pozdrawiam 

 

6 komentarzy:

  1. tekst jak zwykle świetny no i znowu rewelacyjna okładka płyty!

    OdpowiedzUsuń
  2. "Z jednej strony ballady przesiąknięte kresowymi dziwkami a z drugiej mroczne, niepokojące kawałki." dźwiękami a nie dziwkami hahha

    OdpowiedzUsuń
  3. To jeden z najbardziej dojrzałych albumów w tak infantylnym gatunku muzycznym jakim jest rap. Analogie do Jacka Kaczmarskiego jak najbardziej słuszne. Czas postawić grubą kreskę pomiędzy rapem, a poezją. Luka to poeta.

    P.S. Co tam nowego szykujesz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Infantylnym gatunku? W Polsce infantylnym i to niestety przez rap niedojrzałych raperów których na scenie nie brakuje.
      Obecnie czekam jak na Św. Mikołaja na nowe Dilated Peoples ale coś wydawca zamula. Oby czas szybko płynął bo wkrótce dwa ważne albumy tego roku: Żyto i Włodi!
      Pozdro

      Usuń
  4. Całkowicie infantylnym. Rap o rapie, bengiery o bengierach, gimbaza w piaskownicy, chujstwo jednym słowem. Całkowita zgoda Żyto i Włodek to chyba najbardziej wyczekiwane pozycje, a co za tym idzie niełatwy materiał do analizy. Dodałbym jeszcze nowego BRX-a, Kafara i TZWM, ewentualnie Proceenta.

    P.S. Jeszcze dziś u mnie premiera Luks Mamilion "Fundamenty". Od około tygodnia trwa walka ale dziś powinienem to zamknąć.

    Pozdrawiam serdecznie!
    Tazz RBB

    OdpowiedzUsuń