środa, 26 lutego 2014

Team spirit...... recenzja Rasmentalism- "Za młodzi na Heroda"



„Kto to jest ku..a Herod?”- zszokował jeden z komentarzy. Rozumiem, że obecny system edukacji jest na niskim poziomie ale postać Heroda obca nikomu być nie powinna. Więc cytujący internetową Encyklopedię PWN: „Herod I Wielki, ur. ok. 73 r. p.n.e., zm. 4 r. p.n.e., król Judei od 37 r., mianowany przez Rzym; dziad Heroda Agrypy I; rządził despotycznie; wzniósł liczne budowle; promował hellenizm; jako stronnik Rzymu i protektor kultu pogańskiego znienawidzony przez znaczną część Żydów; skazał na śmierć m.in. swoją żonę i 3 synów, oskarżonych o spiski; wg Ewangelii Mateusza w związku z narodzeniem Jezusa był winien tzw. rzezi niewiniątek”. Jak Herod, również obce nie powinny być postacie grupy Rasmmentalism, przynajmniej słuchaczom polskiego rapu. I wierzę, że tak jest. Choć przez pewien czas było o nich cicho, a przy natłoku wielu wydawnictw ciężko było się wychylić. Ale płytę a statusie- klasyk , ciężko nie zauważyć.
            Według obiegowej opinii Herod nigdy nie był młody. Dla starożytnych Greków starość była przekleństwem Bogów, dla Rzymian przepustką do zwiększonej władzy w rodzie. Swoją drogą gerontokracja nie raz wyłaniała się z tekstów polskich raperów. W starożytności przeciętna długość życia była zdecydowanie krótsza od obecnej. Nie trudno więc było zostać starcem nie dożywając młodych lat. Było to kupę czasy temu, dzisiaj starości boi się niemal każdy. Botoks izoluje coraz więcej niewiast w coraz młodszym wieku, a i typy po 50-tce łatają łyse placki tym co nie dawno podcierali papierem. Podobno Polska jest krajem gdzie starość fizyczna i mentalna dopada ludzi dużo wcześniej niż na zachodzie. I daruje sobie socjologiczne wywody typu: spadkobierstwo epoki PRL-u, lipny klimat i przekazywane z mlekiem matki wrodzone cechy Polaków. Wielu polskich MC brzmią jakby mieli już pięć dych na karku, fakt psioczenie czy filozofia rodem wzięta z tanich filmów dobrze nam wychodzi. I gdybym mógł usunąć największe bolączki rodzimych raperów to obok obłudy, populizmu, fikcji w tekstach, taniej lanserki, usunąłbym w cholerę ten cały wychowawczy bełkot dwudziestoparolatków.
            Tendencje wychowawczo- filozoficzne winy błyszczeć z królewskiego berła. Ba! Wszak królom wypada lud mądrościom raczyć. I choć to „tylko” i aż okłada płyty to korony na głowach jakby pasowały. Można by napisać że wręcz na ulał. Choć przyznawać tron debiutantom mogło by być zaskakujące. Ale z tym debiutem to ta farbowana lipa jak z formą polskich piłkarzy: „Wiesz, że chuja potrafią i cię męczy żal”, choć akurat ten cytat tyczył się innego zagadnienia. Wracając do statusu debiutantów, w ostatnim czasie sporo się ich uzbierało. Spora z nich jak najbardziej udana: Kękę bądź Wuzet. Część rzadko przypomina o sobie gdy podchodzę do półki by wybrać CD do osłuchu. Z debiutantami jest jak z używanymi samochodami. Już po pewnym przebiegu, często wyklepane, z cofniętym licznikiem, takie blaszane pudełko czekoladek, podobno nigdy nie wiesz na co trafisz. Co raz mniej raperów którzy przed debiutem słuchaczy raczyli projektami undergroundowymi, głośnymi featami. Taka sytuacja, takie czasy…
            Z EP-ki z 2011 roku pozostał niedosyt, wcześniejsze nielegale narobiły apetytu. Wspólny projekt z W.E.N.Ą. długo bujaj się po głowie. Niby było to niedawno, ale miałem wrażenie że Rasmentalism odpuścili sobie wejście na mainstream. Nowe czasy, inne podejście do rapy gry panujące na scenie. Wyglądało na to, że Ras w spółce z Mentem  ze swoją koncepcją rapu nie widzą już dla siebie miejsca w tej zabawie. Jednak jak w przypadku debiutanta z Prosto Lebel, debiut przypadł we właściwym momencie. Z premedytacją powtórzę się, wszystko w życiu wymaga odpowiedniego czasu. Tym co do Herodów daleko, podziemie jawi się jako strata czasu. Hajsu brak a i fame mały. To co było przez długie lata próbą ognia dla raperów dziś powoli zanika. Tak „Nowa epoka” Paluch się kłania.
            Słuchając „Za młodych na Heroda” czuje się przysłowiowe „5 minut”. Jak sami przyznali, pełno prawny legal powstał w wielugodzinnych sesjach nagraniowych, luźnej atmosferze i w pełnym luzie. Co ważne, to naprawdę bije z głośników! Duże zainteresowanie powstałe po wypuszczeniu „Dużych rzeczy” czy też „Hotelu Trzygwiazdkowego” nieco minęło. Mimo tego, wielkiej pompy promocyjnej przed wydaniem nowego krążka nie było. Wreszcie marketing i wszelkie haczyki promocyjne poszły się bujać. I w tym dosyć nudnym okresie na rynku wydawniczym Ras z Mentem zgarnęli wisienkę z tortu…
            Klasyczny duet raper-producent to już podobno relikt dawnej epoki. Nostalgia do takich ekip jak Gang Starr czy Erc B.& Rakim aż wylewa się z dziesiątek przypadkowych płyt. Przypadkowych bo rzadko można natknąć się na dobrze zgranego rapera z producentem. Niby dobór kilku producentów daje możliwość zbudowania zróżnicowanego krążka. Druga strona medalu takiej zabawy to częsty brak spójności. Wiele wydanych w ostatnich miesiącach czy nawet latach krążków brzmiała jakby MC i producent szli w zupełnie innym kierunku. Takie New York Knicks w wersji hip-hop. Team spirit rodem z San Antonio Spurs z czasów wielkiego Tim Duncana bijąca z „Herodów” koi w oczy niemal całej czołówce Anno domini 2013.  Chemia? Nie to raczej pasuje do relacji damsko-męskich. Rasmentalism dokonali niemałej sztuki. Udało im się stworzyć klimat który słuchacza nie zamęczy a porwie w ich własny świat. Bez przekombinowanych koncepcji, sztucznych tworów czy żywcem skopiowanych, sprawdzonych schematów nagrali album który niespodziewanie przebił konkurencję.
            Błyszczące złoto z okładki (propsy Fiorin kolejny raz) niektórych może razić, dla innych będzie adekwatnym uzupełnieniem do rozpoczynającej albumu „Dobrej muzyki. Gospelowski beat i jakby dłonie same klaskały. Intro wreszcie trafne, Ras dotrzymuje kroku Mentowi  a i Nordic walking w kilku linijkach okazał nagą prawdę o polskim rapie. Pod względem brzmienia po pierwszym tracku można spodziewać się klasycznych zajawek na trueschoolowych beatach. Zresztą….  singlowe „Niebomby” gdzie Małpa w niczym nie ustępuje gospodarzom revolty nie przyniosły. Brzmiący nieco jak przedłużenie Introtracka numer od razu pokazuje progres Rasa. I choć nawijakowy skok do przodu rapera z Zamościa słychać na samym początku albumu to im dalej tym jeszcze lepiej. Koci track- „9 żyć”, a mój osobisty faworyt za sprawą świetnego refrenu z beatem lekko chilloutowym i niosącym skojarzenia … z Jamesem Bondem (nie mam pojęcia dlaczego) brzmi jak tiki-taka Barcelony z taką różnicą że: „Sukces nie wchodzi w grę jak Fabiański w Premiership”. Rymów fajerweki na najwyższym poziomie na „Herodach” zaczyna track o numerze-4 i nie są to rymy pojedyncze do czego przyzwyczaiła nas rodzima scena. O ile gościny feat od Spinache brzmi jak zwrotka etatowego MC grupy Rasmentalism to wokal Menta z błyskotliwymi wersami stworzyły jeden z ciekawszych numerów nie tylko na tym albumie ale i 2013 roku.  Zaskoczeniem jest na pewno flow „Mentosa”, które brzmi bardziej świeżo niż połowa mainstreamu.
            Czkawki przekombinowanej koncepcji na „Za młodych na Heroda” nie doświadczymy. Jakoś już nie potrafię słuchać płyt gdzie flow snuje się tak leniwie, że depta swą ślinę. Z drugiej strony albumy gdzie MC nawijką biegnie jakby się gdzieś paliło też potrafią zamęczyć na Amen. Soulowe „Raz i dwa” czy „S.O.S Skit” w tekstach dalekie od taniego populizmu, martyrologii ulicznej, Ras brzmi tak przekonywująco, że wierzymy mu że raper na płycie może być takim sam w życiu. Rap lustro, a nie alter ego niemające nic wspólnego z rzeczywistością. 
            Gościna zwrotka od VNM-a nie zmieściłaby się na „Propejnie” ale nie zmniejszyła potencjału „Stu”. Głosy Rasa i reprezentanta Elbląga nie gryzą się ze sobą. Przeciwnie, flow obu typów świetnie się nawzajem uzupełniają. 300-stu Spartan w liczbie „Stu” to niebanalne podejście do kawałków typu „represent”, gdzie wreszcie nie mamy cypher pełnych kilku identycznych raperów brzmiący jakby razem pisali swe linijki lub wspólnie ściągali od prekursorów gatunku. Znowu refren szybko wpadający w głowę, znowu wersy zgodne i nie brudzące kawałka, nawijka z pazurem, duże ego jak na króli przystało: „Niech żyje wiecznie martwy król, bo żywi nigdy nie będą lepsi”– tak, wszystko się zgadza. Bardziej nieprzewidywalny Perwoll Vanish gdzie tekst schodzi na dalszy plan  a skillsy Rasa są jak berło królewskie. Balansowanie flow niczym TGV a nawijka która miała być z definicji o niczym niesie ze sobą więcej niż połowa dyskografii wielu dinozaurów naszej sceny.
            O każdym tracku z tego krążka mógłbym poświęcić parę zdań. A i tak bym pominął masę kwestii. Mógłbym zacytować kilka linijek choć pominął bym te błyskotliwe. W ten o to sposób podejście do „Butów z betonu” powoduje zgrzyt klawiatury. Klimatyczna produkcja zwrotki z jednej strony palcem pisane po niebie i z dziecięcą naiwnością skamlące o inne obrazki zza oknem: „Miewam sny, nie chcę bez przerwy ich śnić. Przerost ambicji ściągnął mi karetki pod drzwi”, pracy jedynie w weekendy, miłości bez skazy, a z drugiej nie karmiące nas pretensjonalnym Slumdogiem w polskich realiach. Utrzymany w podobnej tematyce- „Umarł król, niech żyje król”, gdzie refren znowu daje drugi oddech i możliwość do podbicia ciężaru emocji.
            Gdyby nie dziesiątki godzin spędzonych z moją dziewczyną na zakupach w galeriach handlowych, na jej zakupach bo to gruba różnica, czaje różnice między markami. Nie chce dopisywać wybujałej nadinterpretacji refrenu w „Nowym kinie”, zwrotki wystarczą. „Twoi kumple są gorsi, ich marzenia są z Polski. Nie ruszają dupy, widzą życie w slow motion. Są prości, chcą forsy”- wypisz, wymaluj: Polska rap gra! „Drogowskazy”- mają najbardziej wybijający się beat. Świeżość tak powiewa, że gdyby nie „polish” linijki pewnie podpiłobym tą produkcję pod najmocniejsze longplaye mainstreamu amerykańskiego. Metafor i followup`ów popis po raz kolejny: „Wiem, że to moja ostatnia szansa na życie po śmierci - B.I.G.” Pewnie Ras uraczył by nas jeszcze większą ilością głębszych przemyśleń, zresztą sam się do tego przyznał: „Dałbym więcej metafor, ale minie wiek nim pojmą”. Techniczny majstersztyk, może nie do końca. Może niektórych taki tag pod kawałkiem „Off” by rozbawił. Ras jednak robi co chce w tym numerze. Ma przyspieszenia, świeżo brzmi, buja jak chce i kiedy chce, rymami bawi się i wychodzi mu bardzo zręcznie. Kolejny kawałek gdzie nie ma się do czego przyczepić. Nuda? Oby taka nuda panowała na wszystkich polskich albumach. 
Lęki z „Ładnego życia” stanowiące outro krążka brzmi jak zachód słońca. Kaca nieudanych linijek brak, są za to dojrzałe refleksje. Pewna niepewność brzmiąca w głosie Rasa, po raz pierwszy na albumie, a zarazem po raz ostatni. Przez około 45 minut Rasmentalism powiedzieli dużo więcej o naszej, rodzimej scenie niż wielu raperów od dekady próbuje powiedzieć. Bez obłudy, kolorowania rzeczywistości: „Ci sami ludzie, trochę inne sceny. Ci sami ludzie, trochę inne ściemy”. Spokojny beat jakby dodawał jeszcze domieszki napięcia. Czy to strach przed prawdziwą twarzą mainstreamu, czy przed drogami wodzonymi na pokuszenie? „Też mi trochę łatwiej, jak nie dzieli nas nic. Kiedy łączą nas frustracje, nie dzieli nas zysk. Kiedy wszystko się zmieni, będziecie chcieli tu być. Ale czy będę chciał was znać”- nie da się ukryć. Rzeka została przekroczona. Legalny raper i legalny producent a ostatni dzwonek już padł: „A jak zmienią nam zasady, i sprawdzą nas. Czy będziemy wiedzieć jak w to grać? ...”
Wracałem do tego krążka wielokrotne. Zanosi się na to że przez długie miesiące wracać ciągle będę.  Za każdym razem czuje się jakby słuchał nowy materiał, Ras ciągle brzmi świeżo, Ment ciągle zaskakuje beatami, klimat wciąż wciąga. Rasmentalism wjechali z impetem na mainstremową scenę. Przypisana debiutantom świeżość  żaden z gości nie zbrudził, V ciekawie uzupełnił „Stu”, gdzie obaj stoją „twardo na ziemi, głowy wysoko nad ostatnie piętro”.  Eldoka  wbił się w beat, flow Spinache jest fresk. Oprócz tego typ dał ciekawą zwrotkę dodatkowo udanie wpinając się w refren, a Małpa jak już wcześniej pisałem brzmi jakby sam był gospodarzem kawałka. Rap Rasa oprócz wspominanej świeżości wolny jest od wszelkich nieczystości, nieudanych przyspieszeń, brzmiący bardzo przekonywujący. Czyste flow nie przynudza, zwrotki podkręcają tempo, ciekawe metafory który można przytaczać w dziesiątkach, hashtagi wreszcie użyte z pomysłem i trafione w dziesiątkę. Życiówka Rasa nie ogranicza się do technicznych popisów. Dojrzały raper który nie boi się przyznać do dziecinnych pragnień wręcz naiwności. Doświadczenia ciężkiej drogi nie brzmią jak męka umierającego pielgrzyma i jest daleka od płaczliwych historii czy groteskowych wersów, patrz- „Buty z betonu” a`la Touch the sky. Mimo wszystko nie ma zwrotek oderwanych od rzeczywistości. Przeciwnie, co chociażby „Umarł król, niech żyje król” okraszony mroźnym realizmem potwierdza. Nie jest to album z bującym w obłokach MC czy też w bity w szarość krawężnika liryczny story-rap. Nieco więcej o samym Rasie i życiu na wschodzie można odczytać z poszczególnych zwrotek. Wersy o branży nie tyczą się lizania tyłka przeciętnych raperów i brudzenia we własnym ogródku.
Jeśli miałbym się na siłę czepiać tego krążka to jedynie że trwa zbyt krótko. Kilka numerów brzmi jakby były urwane w szczytowym momencie, jak chociażby w „9 życiach”. Dziwię się też że W.E.N.A. nie zagościł na „Za młodych na Heroda”. Pod względem brzmienia, klimat ma oryginalny smak przez co czkawka nikomu nie grozi. Obok So`Drumatic Ment stał się MVP wśród rodzimych producentów. Gdyby nie jego podobizna na okładce pomyślałbym że się przefarbował na czarno bądź spalił cały Zamojski asfalt. DJ Tort trzyma wszystko w ryzach i idealnie dawkuje dźwięki, wie kiedy przyspieszyć i kiedy zwolnić i dać się porwać beatom.
Etykiety za najlepszy debiut „Herodom” nie przyznam, zbyt wiele by dostali. Uznajmy, że wcześniejsze wydawnictwa gdzieś zmazały białą plamę dziewictwa muzycznego. Nie przegapili swego debiutu, prowokując okładką pokazali że zasługują na korony które widnieją nad ich głowami. Fame się zgadza, a hype to coś więcej niż angielskie słowo. Reasumując: „Za młodzi na Heroda” to krążek gdzie wszystko się zgadza ze sobą. Słychać luz w nagrywaniu, team spirit a pierścienie mistrzowskie nie wadzą. I Ras i Ment zasłużyli na debiut co udowodnili: „Rasmentalism nie daje plamy. Producent – MC PerwollVanish. Klasyk przez duże K w czystej postaci bez grama ściemy!

Ocena 10/10
 Krzywa krooopa


1 komentarz: