„Kto to jest ku..a Herod?”- zszokował jeden
z komentarzy. Rozumiem, że obecny system edukacji jest na niskim poziomie ale
postać Heroda obca nikomu być nie powinna. Więc cytujący internetową
Encyklopedię PWN: „Herod I Wielki, ur. ok. 73 r. p.n.e., zm. 4
r. p.n.e., król Judei od 37 r., mianowany przez Rzym; dziad Heroda
Agrypy I; rządził despotycznie; wzniósł liczne budowle; promował hellenizm;
jako stronnik Rzymu i protektor kultu pogańskiego znienawidzony przez znaczną
część Żydów; skazał na śmierć m.in. swoją żonę i 3 synów, oskarżonych o spiski;
wg Ewangelii Mateusza w związku
z narodzeniem Jezusa był winien tzw. rzezi niewiniątek”. Jak Herod, również
obce nie powinny być postacie grupy Rasmmentalism, przynajmniej słuchaczom
polskiego rapu. I wierzę, że tak jest. Choć przez pewien czas było o nich
cicho, a przy natłoku wielu wydawnictw ciężko było się wychylić. Ale płytę a
statusie- klasyk , ciężko nie zauważyć.
Według
obiegowej opinii Herod nigdy nie był młody. Dla starożytnych Greków starość
była przekleństwem Bogów, dla Rzymian przepustką do zwiększonej władzy w
rodzie. Swoją drogą gerontokracja nie raz wyłaniała się z tekstów polskich
raperów. W starożytności przeciętna długość życia była zdecydowanie krótsza od
obecnej. Nie trudno więc było zostać starcem nie dożywając młodych lat. Było to
kupę czasy temu, dzisiaj starości boi się niemal każdy. Botoks izoluje coraz
więcej niewiast w coraz młodszym wieku, a i typy po 50-tce łatają łyse placki
tym co nie dawno podcierali papierem. Podobno Polska jest krajem gdzie starość
fizyczna i mentalna dopada ludzi dużo wcześniej niż na zachodzie. I daruje
sobie socjologiczne wywody typu: spadkobierstwo epoki PRL-u, lipny klimat i
przekazywane z mlekiem matki wrodzone cechy Polaków. Wielu polskich MC brzmią
jakby mieli już pięć dych na karku, fakt psioczenie czy filozofia rodem wzięta
z tanich filmów dobrze nam wychodzi. I gdybym mógł usunąć największe bolączki
rodzimych raperów to obok obłudy, populizmu, fikcji w tekstach, taniej
lanserki, usunąłbym w cholerę ten cały wychowawczy bełkot dwudziestoparolatków.
Tendencje wychowawczo- filozoficzne
winy błyszczeć z królewskiego berła. Ba! Wszak królom wypada lud mądrościom
raczyć. I choć to „tylko” i aż okłada płyty to korony na głowach jakby
pasowały. Można by napisać że wręcz na ulał. Choć przyznawać tron debiutantom
mogło by być zaskakujące. Ale z tym debiutem to ta farbowana lipa jak z formą
polskich piłkarzy: „Wiesz, że chuja potrafią i cię męczy żal”, choć akurat ten
cytat tyczył się innego zagadnienia. Wracając do statusu debiutantów, w
ostatnim czasie sporo się ich uzbierało. Spora z nich jak najbardziej udana:
Kękę bądź Wuzet. Część rzadko przypomina o sobie gdy podchodzę do półki by
wybrać CD do osłuchu. Z debiutantami jest jak z używanymi samochodami. Już po
pewnym przebiegu, często wyklepane, z cofniętym licznikiem, takie blaszane
pudełko czekoladek, podobno nigdy nie wiesz na co trafisz. Co raz mniej raperów
którzy przed debiutem słuchaczy raczyli projektami undergroundowymi, głośnymi
featami. Taka sytuacja, takie czasy…
Z EP-ki z 2011 roku pozostał
niedosyt, wcześniejsze nielegale narobiły apetytu. Wspólny projekt z W.E.N.Ą.
długo bujaj się po głowie. Niby było to niedawno, ale miałem wrażenie że
Rasmentalism odpuścili sobie wejście na mainstream. Nowe czasy, inne podejście
do rapy gry panujące na scenie. Wyglądało na to, że Ras w spółce z Mentem ze swoją koncepcją rapu nie widzą już dla
siebie miejsca w tej zabawie. Jednak jak w przypadku debiutanta z Prosto Lebel,
debiut przypadł we właściwym momencie. Z premedytacją powtórzę się, wszystko w
życiu wymaga odpowiedniego czasu. Tym co do Herodów daleko, podziemie jawi się
jako strata czasu. Hajsu brak a i fame mały. To co było przez długie lata próbą
ognia dla raperów dziś powoli zanika. Tak „Nowa epoka” Paluch się kłania.
Słuchając „Za młodych na Heroda”
czuje się przysłowiowe „5 minut”. Jak sami przyznali, pełno prawny legal
powstał w wielugodzinnych sesjach nagraniowych, luźnej atmosferze i w pełnym
luzie. Co ważne, to naprawdę bije z głośników! Duże zainteresowanie powstałe po
wypuszczeniu „Dużych rzeczy” czy też „Hotelu Trzygwiazdkowego” nieco minęło.
Mimo tego, wielkiej pompy promocyjnej przed wydaniem nowego krążka nie było.
Wreszcie marketing i wszelkie haczyki promocyjne poszły się bujać. I w tym
dosyć nudnym okresie na rynku wydawniczym Ras z Mentem zgarnęli wisienkę z
tortu…
Klasyczny
duet raper-producent to już podobno relikt dawnej epoki. Nostalgia do takich
ekip jak Gang Starr czy Erc B.& Rakim aż wylewa się z dziesiątek
przypadkowych płyt. Przypadkowych bo rzadko można natknąć się na dobrze
zgranego rapera z producentem. Niby dobór kilku producentów daje możliwość zbudowania
zróżnicowanego krążka. Druga strona medalu takiej zabawy to częsty brak
spójności. Wiele wydanych w ostatnich miesiącach czy nawet latach krążków
brzmiała jakby MC i producent szli w zupełnie innym kierunku. Takie New York
Knicks w wersji hip-hop. Team spirit rodem z San Antonio Spurs z czasów
wielkiego Tim Duncana bijąca z „Herodów” koi w oczy niemal całej czołówce Anno
domini 2013. Chemia? Nie to raczej
pasuje do relacji damsko-męskich. Rasmentalism dokonali niemałej sztuki. Udało
im się stworzyć klimat który słuchacza nie zamęczy a porwie w ich własny świat.
Bez przekombinowanych koncepcji, sztucznych tworów czy żywcem skopiowanych,
sprawdzonych schematów nagrali album który niespodziewanie przebił konkurencję.
Błyszczące złoto z okładki (propsy
Fiorin kolejny raz) niektórych może razić, dla innych będzie adekwatnym
uzupełnieniem do rozpoczynającej albumu „Dobrej muzyki. Gospelowski beat i
jakby dłonie same klaskały. Intro wreszcie trafne, Ras dotrzymuje kroku
Mentowi a i Nordic walking w kilku
linijkach okazał nagą prawdę o polskim rapie. Pod względem brzmienia po
pierwszym tracku można spodziewać się klasycznych zajawek na trueschoolowych
beatach. Zresztą…. singlowe „Niebomby”
gdzie Małpa w niczym nie ustępuje gospodarzom revolty nie przyniosły. Brzmiący
nieco jak przedłużenie Introtracka numer od razu pokazuje progres Rasa. I choć
nawijakowy skok do przodu rapera z Zamościa słychać na samym początku albumu to
im dalej tym jeszcze lepiej. Koci track- „9 żyć”, a mój osobisty faworyt za
sprawą świetnego refrenu z beatem lekko chilloutowym i niosącym skojarzenia … z
Jamesem Bondem (nie mam pojęcia dlaczego) brzmi jak tiki-taka Barcelony z taką
różnicą że: „Sukces nie wchodzi w grę jak Fabiański w Premiership”. Rymów
fajerweki na najwyższym poziomie na „Herodach” zaczyna track o numerze-4 i nie
są to rymy pojedyncze do czego przyzwyczaiła nas rodzima scena. O ile gościny
feat od Spinache brzmi jak zwrotka etatowego MC grupy Rasmentalism to wokal
Menta z błyskotliwymi wersami stworzyły jeden z ciekawszych numerów nie tylko na
tym albumie ale i 2013 roku. Zaskoczeniem
jest na pewno flow „Mentosa”, które brzmi bardziej świeżo niż połowa
mainstreamu.
Czkawki przekombinowanej koncepcji na
„Za młodych na Heroda” nie doświadczymy. Jakoś już nie potrafię słuchać płyt
gdzie flow snuje się tak leniwie, że depta swą ślinę. Z drugiej strony albumy
gdzie MC nawijką biegnie jakby się gdzieś paliło też potrafią zamęczyć na Amen.
Soulowe „Raz i dwa” czy „S.O.S Skit” w tekstach dalekie od taniego populizmu,
martyrologii ulicznej, Ras brzmi tak przekonywująco, że wierzymy mu że raper na
płycie może być takim sam w życiu. Rap lustro, a nie alter ego niemające nic
wspólnego z rzeczywistością.
Gościna zwrotka od VNM-a nie
zmieściłaby się na „Propejnie” ale nie zmniejszyła potencjału „Stu”. Głosy Rasa
i reprezentanta Elbląga nie gryzą się ze sobą. Przeciwnie, flow obu typów świetnie
się nawzajem uzupełniają. 300-stu Spartan w liczbie „Stu” to niebanalne
podejście do kawałków typu „represent”, gdzie wreszcie nie mamy cypher pełnych
kilku identycznych raperów brzmiący jakby razem pisali swe linijki lub wspólnie
ściągali od prekursorów gatunku. Znowu refren szybko wpadający w głowę, znowu
wersy zgodne i nie brudzące kawałka, nawijka z pazurem, duże ego jak na króli
przystało: „Niech żyje wiecznie martwy król, bo żywi nigdy nie będą lepsi”–
tak, wszystko się zgadza. Bardziej nieprzewidywalny Perwoll Vanish gdzie tekst
schodzi na dalszy plan a skillsy Rasa są
jak berło królewskie. Balansowanie flow niczym TGV a nawijka która miała być z
definicji o niczym niesie ze sobą więcej niż połowa dyskografii wielu dinozaurów
naszej sceny.
O każdym tracku z tego krążka
mógłbym poświęcić parę zdań. A i tak bym pominął masę kwestii. Mógłbym
zacytować kilka linijek choć pominął bym te błyskotliwe. W ten o to sposób
podejście do „Butów z betonu” powoduje zgrzyt klawiatury. Klimatyczna produkcja
zwrotki z jednej strony palcem pisane po niebie i z dziecięcą naiwnością
skamlące o inne obrazki zza oknem: „Miewam sny, nie chcę bez przerwy ich śnić.
Przerost ambicji ściągnął mi karetki pod drzwi”, pracy jedynie w weekendy,
miłości bez skazy, a z drugiej nie karmiące nas pretensjonalnym Slumdogiem w
polskich realiach. Utrzymany w podobnej tematyce- „Umarł król, niech żyje
król”, gdzie refren znowu daje drugi oddech i możliwość do podbicia ciężaru
emocji.
Gdyby nie dziesiątki godzin
spędzonych z moją dziewczyną na zakupach w galeriach handlowych, na jej
zakupach bo to gruba różnica, czaje różnice między markami. Nie chce dopisywać
wybujałej nadinterpretacji refrenu w „Nowym kinie”, zwrotki wystarczą. „Twoi
kumple są gorsi, ich marzenia są z Polski. Nie ruszają dupy, widzą życie w slow
motion. Są prości, chcą forsy”- wypisz, wymaluj: Polska rap gra! „Drogowskazy”-
mają najbardziej wybijający się beat. Świeżość tak powiewa, że gdyby nie
„polish” linijki pewnie podpiłobym tą produkcję pod najmocniejsze longplaye
mainstreamu amerykańskiego. Metafor i followup`ów popis po raz kolejny: „Wiem,
że to moja ostatnia szansa na życie po śmierci - B.I.G.” Pewnie Ras uraczył by
nas jeszcze większą ilością głębszych przemyśleń, zresztą sam się do tego
przyznał: „Dałbym więcej metafor, ale minie wiek nim pojmą”. Techniczny
majstersztyk, może nie do końca. Może niektórych taki tag pod kawałkiem „Off”
by rozbawił. Ras jednak robi co chce w tym numerze. Ma przyspieszenia, świeżo
brzmi, buja jak chce i kiedy chce, rymami bawi się i wychodzi mu bardzo
zręcznie. Kolejny kawałek gdzie nie ma się do czego przyczepić. Nuda? Oby taka
nuda panowała na wszystkich polskich albumach.
Lęki z „Ładnego życia” stanowiące outro krążka brzmi jak
zachód słońca. Kaca nieudanych linijek brak, są za to dojrzałe refleksje. Pewna
niepewność brzmiąca w głosie Rasa, po raz pierwszy na albumie, a zarazem po raz
ostatni. Przez około 45 minut Rasmentalism powiedzieli dużo więcej o naszej,
rodzimej scenie niż wielu raperów od dekady próbuje powiedzieć. Bez obłudy,
kolorowania rzeczywistości: „Ci sami ludzie, trochę inne sceny. Ci sami ludzie,
trochę inne ściemy”. Spokojny beat jakby dodawał jeszcze domieszki napięcia. Czy
to strach przed prawdziwą twarzą mainstreamu, czy przed drogami wodzonymi na
pokuszenie? „Też mi trochę łatwiej, jak nie dzieli nas nic. Kiedy łączą nas
frustracje, nie dzieli nas zysk. Kiedy wszystko się zmieni, będziecie chcieli
tu być. Ale czy będę chciał was znać”- nie da się ukryć. Rzeka została
przekroczona. Legalny raper i legalny producent a ostatni dzwonek już padł: „A
jak zmienią nam zasady, i sprawdzą nas. Czy będziemy wiedzieć jak w to grać?
...”
Wracałem do tego krążka wielokrotne. Zanosi się na to że
przez długie miesiące wracać ciągle będę. Za każdym razem czuje się jakby słuchał nowy
materiał, Ras ciągle brzmi świeżo, Ment ciągle zaskakuje beatami, klimat wciąż
wciąga. Rasmentalism wjechali z impetem na mainstremową scenę. Przypisana
debiutantom świeżość żaden z gości nie
zbrudził, V ciekawie uzupełnił „Stu”, gdzie obaj stoją „twardo na ziemi, głowy
wysoko nad ostatnie piętro”. Eldoka wbił się w beat, flow Spinache jest fresk.
Oprócz tego typ dał ciekawą zwrotkę dodatkowo udanie wpinając się w refren, a
Małpa jak już wcześniej pisałem brzmi jakby sam był gospodarzem kawałka. Rap
Rasa oprócz wspominanej świeżości wolny jest od wszelkich nieczystości,
nieudanych przyspieszeń, brzmiący bardzo przekonywujący. Czyste flow nie
przynudza, zwrotki podkręcają tempo, ciekawe metafory który można przytaczać w
dziesiątkach, hashtagi wreszcie użyte z pomysłem i trafione w dziesiątkę.
Życiówka Rasa nie ogranicza się do technicznych popisów. Dojrzały raper który
nie boi się przyznać do dziecinnych pragnień wręcz naiwności. Doświadczenia
ciężkiej drogi nie brzmią jak męka umierającego pielgrzyma i jest daleka od
płaczliwych historii czy groteskowych wersów, patrz- „Buty z betonu” a`la Touch
the sky. Mimo wszystko nie ma zwrotek oderwanych od rzeczywistości. Przeciwnie,
co chociażby „Umarł król, niech żyje król” okraszony mroźnym realizmem
potwierdza. Nie jest to album z bującym w obłokach MC czy też w bity w szarość
krawężnika liryczny story-rap. Nieco więcej o samym Rasie i życiu na wschodzie
można odczytać z poszczególnych zwrotek. Wersy o branży nie tyczą się lizania
tyłka przeciętnych raperów i brudzenia we własnym ogródku.
Jeśli miałbym się na siłę czepiać tego krążka to jedynie że
trwa zbyt krótko. Kilka numerów brzmi jakby były urwane w szczytowym momencie,
jak chociażby w „9 życiach”. Dziwię się też że W.E.N.A. nie zagościł na „Za
młodych na Heroda”. Pod względem brzmienia, klimat ma oryginalny smak przez co
czkawka nikomu nie grozi. Obok So`Drumatic Ment stał się MVP wśród rodzimych
producentów. Gdyby nie jego podobizna na okładce pomyślałbym że się
przefarbował na czarno bądź spalił cały Zamojski asfalt. DJ Tort trzyma
wszystko w ryzach i idealnie dawkuje dźwięki, wie kiedy przyspieszyć i kiedy
zwolnić i dać się porwać beatom.
Etykiety za najlepszy debiut „Herodom” nie przyznam, zbyt
wiele by dostali. Uznajmy, że wcześniejsze wydawnictwa gdzieś zmazały białą
plamę dziewictwa muzycznego. Nie przegapili swego debiutu, prowokując okładką
pokazali że zasługują na korony które widnieją nad ich głowami. Fame się zgadza,
a hype to coś więcej niż angielskie
słowo. Reasumując: „Za młodzi na Heroda” to krążek gdzie wszystko się zgadza ze
sobą. Słychać luz w nagrywaniu, team spirit a pierścienie mistrzowskie nie
wadzą. I Ras i Ment zasłużyli na debiut co udowodnili: „Rasmentalism
nie daje plamy. Producent – MC Perwoll – Vanish”. Klasyk
przez duże K w czystej postaci bez grama ściemy!
Ocena 10/10
Krzywa krooopa
Kolejna, świetna recenzja :)
OdpowiedzUsuń