piątek, 17 października 2014

Wehikuł czasu.... czyli recenzja DJ Eprom&Sensi- Boom Bap Boogie

Mimo tego, że nowości wydawnicze pojawiają się jak grzyby po deszczu to albumu który na dłużej zapadłby w pamięć jak na lekarstwo. Podobne do siebie jak kserokopia lub bliźniaczo brzmiące do oryginałów zza wielkiej wody krążki dominują. Rap z zajawką, automatycznie wprowadzający bujanie głową, bezczelnie okupujący odtwarzacz? Klasyczny duet, z pozycją żywcem kipiącą klasyką, tak. DJ Eprom i Sensi tak robią rap!
Przyznam, że po pierwszych singlach nie czułem tego klimatu. Nie te czasy, rap się zmienił, oldschoolowe brzmienie „podsłuchane” na szybko nie wbija w fotel. Błędny odbiór muzyki życie samo zweryfikowało...
Pochwały jakie zebrał DJ Eprom za albumy Sariusa lub Sztigara Bonko nie były przesadzone. Etatowy producent Asfalt Records szybko wdarł się do czołówki rodzimych beatmakerów. Ba! Marcin Flint przyznał mu miano najlepszego producenta na krajowej scenie, abdykując dotychczasowego przodownika- Magiere. Sensi natomiast, trzymając na dystans mainstream, nie wypadł z formy po udanych projektach z macierzystą ekipą Hurragun. Boombapowy styl w połączeniu z bitami od DJ Eproma? To po prostu musiało zadziałać! To jak połączenie ze sobą pasujące elementów układanki. Puzzle, rzecz nie z tej epoki jak i ta płyta.
„Boom Bap Boogie” to płyta niespotykana w obecnych czasach. Odskakująca od popularnych trendów, trzymająca słuchacza w wyjątkowej, oldschoolowej stylistyce. W reszcie, to projekt gdzie bity wysuwają się na pierwszy plan. Trąbki, perkusja, cała gama basowych petard, całość z miejsca porywa. Otwierający krążek track- „Poza kontrolą” wręcz emanujący prostotą perkusji i basu, „97 dobrze pamiętam” z rytmiką a`la Jamajka, singlowe „Bez ściem” z hipnotycznymi trąbkami czy też „Wstyd” z mocnym basem i tłustym samplem. Muzycznie o nudzie mowy nie ma, DJ Eprom trzyma hamulce, a MC kontroluje majka. Rapowa „chemia” między ową dwójką brzmi wyjątkowo i w tym cały ambaras.
W popisach MC wielkich zaskoczeń nie mam. Sensi momentami jest na bakier z dykcją i nie wszystko wychodzi mu perfekcyjnie ale w pełni wykorzystuje świetną robotę swojego producenta. Wszelkie pokrzykiwania, zabawy słowne, szybko wrzucane wersy, przeskakiwanie z rymów, przeciąganie słów. Wszystko to jest w odpowiednich proporcjach i trzyma się kupy.
Tekstowo Sensi nie zabiera się z motyką na księżyc. Nie siląc się na ubarwiania rzeczywistości bądź zbędne obchodzenia tematu. Czym udowadnia, że nie trzeba rzucać na prawo i lewo głębokimi metaforami lub budować plastyczny obraz szarej rzeczywistości która na bicie wygląda groteskowo. Podejmowane wątki ciekawią choć nie są to historie z serii mrożących krew w żyłach jak chociażby w kawałku „Wstyd”. Uwagę przyciągają nie tyle niepozorne w treści narracje, a raczej prosty sposób ich przedstawiania, co ma swoją specyfikę. Wersy biją swojskim klimatem: „Na termometrze brakowało stopni. Zobacz na podwórko, tam asfalt się topi. Siedzieliśmy w kilku na ławce przed blokiem. I wtedy ona pojawiła się na horyzoncie. Na niej śledzące, Wzrokiem biegłe za nią. Cała reszta robiła tak samo”, a podczas refrenów głowa automatycznie podryguje.
Miła dla ucha wędrówka po nieco przykurzonych zakamarkach rapu nie była by tak intrygująca gdyby nie świetne produkcje DJ Eproma. W iście klasycznym brzmieniu nie ma mowy o bakcylu nowatorskich zagrań ale w tym rzecz. Swoista kopalnia dźwięków od nastrojowych trąbek przez trzeszczące sample po wszelkie pętle bębnów i energiczne skrecze, aż trudno uwierzyć, że „Boom Bap Boogie” to nowość wydawnicza. Przy tak wysokiej formie producenta, MC z Częstochowy nie pozostał biernym członkiem projektu. Czujący się w tej stylistyce jak ryba w wodzie Sensi pokazał, że w pełni rozumie się z DJ Epronem. Niedostatki w flow, czy też siłowa nawijka ma swój urok. Z dostosowaniem się do stylu członka Hurragunu goście problemu nie mieli, wszyscy z tej samej parafii. Tym sposobem, albumu nawet na moment nie traci na klimacie.
Po takim albumie spodziewać się można wiele, z pewnością również rasowych sztosów. „Boom Bap Boogie” i pod tym względem nie rozczarowuje. Otwierający album kawałek „Poza kontrolą” w stylu House of Pain, „O.A.B.” w sztandarowej pozycji a`la Hurragun, bujające „Bez ściem” z gościnnym featem od Sariusa, intrygujące „Przyczajony tygrys, ukryty pies”, przypominający klasyk KRS-One „Return od the Boom Bap!” track „Mantra” bądź energiczne „Do innych MC`s”. Nie odpuszczająca nawet na chwilę dynamika basów trafnie napędza Sensiego. Spokojniejsze momenty pozwalają na uwypuklenie majstersztyku DJ Eproma, przy których skłaniam się ku opinii wcześniej przytoczonego Marcina Flint i jego poglądu na temat pozycji Eproma w gronie krajowych producentów.
Taki jest to album. Do cna stylowy, pełen nostalgicznego klimatu, wręcz nie pasujący do obecnego rapu. Dla wielu słuchaczy, a w szczególności tych którzy w latach 90-tych pojawili się na świecie będzie to historia niezrozumiała, w znacznym stopniu obca. Osobiście mam wrażenie, że cofnąłem się na moment do swoich początków z rapem, gdy jako dzieciak usłyszałem „Scoobiedoo ya” i nucąc: „Yo, yo, yo klimat, styl zajawka, flow” czuje vibe tej płyty.

Ocena: 8/10
Krzywa kroopa
Pozdrawiam

1 komentarz:

  1. Materiał zajebiozka mimo, że nie gustuje w boom bapie. Od tygodnia mam otwartą recenzję i w wolnych chwilach walczę z nią.

    OdpowiedzUsuń