Mimo tego, że nowości
wydawnicze pojawiają się jak grzyby po deszczu to albumu który na
dłużej zapadłby w pamięć jak na lekarstwo. Podobne do siebie jak
kserokopia lub bliźniaczo brzmiące do oryginałów zza wielkiej
wody krążki dominują. Rap z zajawką, automatycznie wprowadzający
bujanie głową, bezczelnie okupujący odtwarzacz? Klasyczny duet, z
pozycją żywcem kipiącą klasyką, tak. DJ Eprom i Sensi tak robią
rap!
Przyznam,
że po pierwszych singlach nie czułem tego klimatu. Nie te czasy,
rap się zmienił, oldschoolowe brzmienie „podsłuchane” na
szybko nie wbija w fotel. Błędny odbiór muzyki życie samo
zweryfikowało...
Pochwały
jakie zebrał DJ Eprom za albumy Sariusa lub Sztigara Bonko nie były
przesadzone. Etatowy producent Asfalt Records szybko wdarł się do
czołówki rodzimych beatmakerów. Ba! Marcin Flint przyznał mu
miano najlepszego producenta na krajowej scenie, abdykując
dotychczasowego przodownika- Magiere. Sensi natomiast, trzymając na
dystans mainstream, nie wypadł z formy po udanych projektach z
macierzystą ekipą Hurragun. Boombapowy styl w połączeniu z bitami
od DJ Eproma? To po prostu musiało zadziałać! To jak połączenie
ze sobą pasujące elementów układanki. Puzzle, rzecz nie z tej
epoki jak i ta płyta.
„Boom
Bap Boogie” to płyta niespotykana w obecnych czasach. Odskakująca
od popularnych trendów, trzymająca słuchacza w wyjątkowej,
oldschoolowej stylistyce. W reszcie, to projekt gdzie bity wysuwają
się na pierwszy plan. Trąbki, perkusja, cała gama basowych petard,
całość z miejsca porywa. Otwierający krążek track- „Poza
kontrolą” wręcz emanujący prostotą perkusji i basu, „97
dobrze pamiętam” z rytmiką a`la Jamajka, singlowe „Bez ściem”
z hipnotycznymi trąbkami czy też „Wstyd” z mocnym basem i
tłustym samplem. Muzycznie o nudzie mowy nie ma, DJ Eprom trzyma
hamulce, a MC kontroluje majka. Rapowa „chemia” między ową
dwójką brzmi wyjątkowo i w tym cały ambaras.
W
popisach MC wielkich zaskoczeń nie mam. Sensi momentami jest na
bakier z dykcją i nie wszystko wychodzi mu perfekcyjnie ale w pełni
wykorzystuje świetną robotę swojego producenta. Wszelkie
pokrzykiwania, zabawy słowne, szybko wrzucane wersy, przeskakiwanie
z rymów, przeciąganie słów. Wszystko to jest w odpowiednich
proporcjach i trzyma się kupy.
Tekstowo
Sensi nie zabiera się z motyką na księżyc. Nie siląc się na
ubarwiania rzeczywistości bądź zbędne obchodzenia tematu. Czym
udowadnia, że nie trzeba rzucać na prawo i lewo głębokimi
metaforami lub budować plastyczny obraz szarej rzeczywistości która
na bicie wygląda groteskowo. Podejmowane wątki ciekawią choć nie
są to historie z serii mrożących krew w żyłach jak chociażby w
kawałku „Wstyd”. Uwagę przyciągają nie tyle niepozorne w
treści narracje, a raczej prosty sposób ich przedstawiania, co ma
swoją specyfikę. Wersy biją swojskim klimatem: „Na termometrze
brakowało stopni. Zobacz na podwórko, tam asfalt się topi.
Siedzieliśmy w kilku na ławce przed blokiem. I wtedy ona pojawiła
się na horyzoncie. Na niej śledzące, Wzrokiem biegłe za nią.
Cała reszta robiła tak samo”, a podczas refrenów głowa
automatycznie podryguje.
Miła
dla ucha wędrówka po nieco przykurzonych zakamarkach rapu nie była
by tak intrygująca gdyby nie świetne produkcje DJ Eproma. W iście
klasycznym brzmieniu nie ma mowy o bakcylu nowatorskich zagrań ale w
tym rzecz. Swoista kopalnia dźwięków od nastrojowych trąbek przez
trzeszczące sample po wszelkie pętle bębnów i energiczne skrecze,
aż trudno uwierzyć, że „Boom Bap Boogie” to nowość
wydawnicza. Przy tak wysokiej formie producenta, MC z Częstochowy
nie pozostał biernym członkiem projektu. Czujący się w tej
stylistyce jak ryba w wodzie Sensi pokazał, że w pełni rozumie
się z DJ Epronem. Niedostatki w flow, czy też siłowa nawijka ma
swój urok. Z dostosowaniem się do stylu członka Hurragunu goście
problemu nie mieli, wszyscy z tej samej parafii. Tym sposobem, albumu
nawet na moment nie traci na klimacie.
Po
takim albumie spodziewać się można wiele, z pewnością również
rasowych sztosów. „Boom Bap Boogie” i pod tym względem nie
rozczarowuje. Otwierający album kawałek „Poza kontrolą” w
stylu House of Pain, „O.A.B.” w sztandarowej pozycji a`la
Hurragun, bujające „Bez ściem” z gościnnym featem od Sariusa,
intrygujące „Przyczajony tygrys, ukryty pies”, przypominający
klasyk KRS-One „Return od the Boom Bap!” track „Mantra” bądź
energiczne „Do innych MC`s”. Nie odpuszczająca nawet na chwilę
dynamika basów trafnie napędza Sensiego. Spokojniejsze momenty
pozwalają na uwypuklenie majstersztyku DJ Eproma, przy których
skłaniam się ku opinii wcześniej przytoczonego Marcina Flint i
jego poglądu na temat pozycji Eproma w gronie krajowych producentów.
Taki
jest to album. Do cna stylowy, pełen nostalgicznego klimatu, wręcz
nie pasujący do obecnego rapu. Dla wielu słuchaczy, a w
szczególności tych którzy w latach 90-tych pojawili się na
świecie będzie to historia niezrozumiała, w znacznym stopniu obca.
Osobiście mam wrażenie, że cofnąłem się na moment do swoich
początków z rapem, gdy jako dzieciak usłyszałem „Scoobiedoo ya”
i nucąc: „Yo, yo, yo klimat, styl zajawka, flow” czuje
vibe tej płyty.
Ocena: 8/10
Krzywa kroopa
Pozdrawiam
Materiał zajebiozka mimo, że nie gustuje w boom bapie. Od tygodnia mam otwartą recenzję i w wolnych chwilach walczę z nią.
OdpowiedzUsuń