Napisać, że Gedz to
jeden z najbardziej obiecujących przedstawicieli młodego pokolenia
to jak popisać się oklepanym truizmem. „Syndrom drugiej płyty”
czyli papierek lakmusowy dla sukcesu z debiutu, drugiego legala Gedza
nie dotyczy. W zasadzie, NNJL traktuje jako prawdziwy debiut rapera z
Malborka. O ile „Serce bije w rytm” było potwierdzeniem dużego
potencjału to także wskazywało na braki w twórczości Gedziuli. I
nie chodzi mi o niedostatki w flow, liryczne nieporadności, a o
konkretnego określenia, jak postrzega rap Gedz.
„Młode
Wilki to nie był Draft”-
fakt,dokonania członków pierwszej edycji akcji Popkillera to zbiór
rozbieżności. Bisz z Wilkiem Chodnikowym stał się jednym z
najgłośniejszych debiutów na scenie od długich lat, dziś drugie
LP jego macierzystej grupy jest jedną z najbardziej oczekiwanych
wydawnictw 2014 roku, a Tau, wówczas Medium wywołuje skrajne
emocje. Na drugim biegunie, kilku MC co zamiast do rapowej NBA
trafili na peryferię sceny. Gdzieś w tym gąszczu reprezentant
B.O.R. zanotował udany debiut. Przymiotnik „udany” w tym
przypadku ma pejoratywne znaczenie. Obdarzonym jednym z ciekawszych
flow na scenie, imponującą techniką, błyskotliwymi follow up`ami,
bogatym językiem Gedz z miejsca stał się jedną z ciekawszych
postaci.
Wydaje
się, że ktoś taki przy dawce szczęścia i z dobrym pomysłem
szybko zaznaczy swoją obecność na scenie. Błąd. Debiutancki
krążek potwierdził, że skillsy się zgadzają, że jest obeznany
w świeżych trendach również. Zabrakło (przynajmniej w moim
odczuciu) wspólnego mianownika, jasnego sygnału, czego można się
spodziewać po tym MC, jaką drogą podąży w rapie. Szeroki
przekrój poruszonych gatunków i brzmień na debiucie to już
przeszłość. Selekcja wyszła na plus, choć nie do końca.
Już
poprzedzający drugi krążek mixtape- „Satori” zapowiadał
konkretyzację stylu. Jak to bywa z wydawnictwami poprzedzającymi
„długogrające” albumy, owy mixtape był pełen niedociągnięć,
brzmiący jak przystawka do głównego dania. Muzycznie, ponownie
masa świeżych dźwięków. Jednak tym razem z większą
starannością dobrana.
Zawsze
tętniący pewnością w amerykańskim stylu, nie bojący się
eksperymentów Gedziula na NNJL zalicza swój drugi początek z
legalem. Tym razem, jest to bardziej świadomy start. O ile na
debiucie Gedza miałem wrażenie, że podąża w obcych butach, to
brzmienie NNJL nawet jeśli momentami brzmi monotonie bądź nijako w
połączeniu z rapem malborczanina brzmi autentycznie. Ok, to
brzmienie to żadna w nowość w rapie Gedza, trap był już obecny
na debiucie. Tym razem Gedziula poszedł na całość. Ciężkie,
mocarne dźwięki, jednolita koncepcja płyty, zupełnie inna
historia jak na „Serce bije w rytm”.
Gdybym
NNJL oceniał jedynie pod względem wartstwy muzycznej, ocena nie
była by jednoznaczna. Różnorodności temu krążkowi odmówić nie
można, sporo tu elektronicznych fajerwerków i cudawianek.
Rozbieżność klimatów również wychodzi na plus, nostalgiczne,
tytułowe „Niebo nie jest limitem”, emanujące luzem „S&C”
lub „Znaki zapytania”, czy też podkreślające mocne strony
Gedza „Molotov”. W zasadzie, każdy z poszczególnych bitów to
bardziej lub mniej udana produkcja, jednak jako całość momentami
wieje nudą. Chwilami flow reprezentanta B.O.R. wykracza poza
przeciętność bitu, ratując cały track. Minimalizm dźwięków
nie ma mocy, w kawałkach gdzie ten stan jest obecny Gedz brzmi jakby
ktoś mu chciał zaciągnąć ręczny hamulec.
Nawijka
na NNJL to przeciwieństwo bitów. Dzieje się sporo i o nudzie nie
ma mowy. Flow wciąż pasujące do miana „polskiego Weezy`ego”
ale do kategoria „ksera” z pewnością już nie, auto tune wciąż
udanie wykorzystywany. Mocne strony Gedza jak wielokrotne rymy,
intrygujące follow up`y, błyskotliwe metafory nadal przyciągają
uwagę. W tekstach, domieszki ekshibicjonizmu, osobistych obserwacji
i ciekawych plastycznych obrazów nurtują za każdym razem: „Czwarte
piętro bloku nocą niezłego widoku dostarczy mi. Kocham światła
miasta i ulice, które pokrywa syf. Zawsze bałem się, że sięgnę
dna, inaczej czuję dziś. Obawy były zbędne, brat, lewituję,
wczoraj już nie znaczy nic. Jutro to tylko kolejny świt, kolejna
okazja, by lepiej żyć, szansa legendą jak Deyna być, unieść się
wyżej, Macklemore Wings. Mam to w DNA, jak wena, muszę iść, muszę
biec, jebać stres. Choć na sercu mam już krocie sznyt”.
Ilość wątków poruszonych w jednym kawałku nie męczy, co
zdarzało się na poprzednim albumie, dziś Gedz brzmi dojrzalej choć
zdarzają się jak słabsze wersy jak: „życie to nie komiks;
Marvel, tu wszystko jest realne. Jesteś moją Mary Jane, ale ja nie
nazywam się Peter Parker”.
W
zasadzie drugi album Gedza bogaty jest w wyraziste numery.
Otwierająca płytę „Mgła” witająca melancholią, singlowa
„Akrofobia” w które flow porywa, „C.K.W.D.” przypominające
o istnieniu trójmiejskiej grupie Oxy.Gen i ich debiutanckim krążku
„Toxygen”, „Molotov” z agresywnym bitem i w pełni adekwatną
nawijką bądź rasowe „B.O.R.” w stricte newschoolowym stylu.
Łatwość z jaką autor NNJL przyciąga uwagę mogłaby być
przedstawiana jako wzór dla wielu doświadczonych raperów, nawet
jeśli rytm bitu nie przyciąga do kolejnych odsłuchów to rap Gedza
w pełni wynagradza powroty. Nie zawsze jednak to wystarcza, trap w
kawałku „Chaos” w stylu A$AP ze słabym i topornym refrenem,
nieco pretensjonalne ze względu na przekombinowany klimat „Niebo
nie jest limitem” w którym to Gedz wyraźnie pokazał kto tu jest
gospodarzem krążka, przesłodzone „Znaki zapytania”, kilka
mało ciekawych refrenów. Nie są to jednak rzeczy na tyle rażące
by zaburzyć przyjemny odbiór całości.
„Nie
jestem Rookie, mów mi MVP”-
sam nie wiem z którą częścią tego wersu mogę się zgodzić.
Swoim drugim pełnoprawnym LP, Gedz pokazuje, że rok po debiucie
odrobił lekcję. Bardziej ogarnięty, brzmiący równie pewnie jak
na Młodych Wilkach lecz bardziej świadomy muzyki i swojego rapu.
Newschoolowe brzmienie w trapowej otoczce być może nie jest w 100%
bajką reprezentanta B.O.R. ale bardziej zbieżna koncepcja albumu
wyszła na dobre. Nie wszystko zagrało do końca. Progres jest
zadowalający ale Gedza stać na więcej. Melancholia na „Satori”
nie przekonywała na NNJL intryguje. Od podobieństw do NTWS Drake`a
uciec nie można, na debiutanckim krążku był cover „Started From
The Bottom”, choć to na tym albumie pasował by jak ulał.
Ocena: 7/10
Krzywa kroopa
Pozdrawiam
super!
OdpowiedzUsuńps. fajne zdjęcia ;P
Już niedługo u mnie na półce :)
OdpowiedzUsuń