czwartek, 13 listopada 2014

Nowej szkoły prymus.... czyli recenzja: 2sty- Stej flaj

Być może 2sty nigdy nie będzie czołową postacią na krajowej scenie, być może zawsze będzie budził skrajne emocje. Ale pewne jest co najmniej jedno, zawsze będzie barwną postacią. Choć większość newschoolowych rzeczy średnio do mnie trafia, to przy nowym wydawnictwie warszawskiego MC odkładam na boczne tory czołowe pozycje tej jesieni by przekonać się czy zadanie numer 1. aby na pewno jest takie klarowne na jakie wydawało się przez sprawdzeniem „Stej flaj”.
„Puzzle” jako jedna z niewielu płyt z ostatnich lat pozostawiła po sobie skrajne wspomnienia. Co przy nijakości na krajowej sceny można uznać za pozytyw. Momentami pokazująca duże możliwości, świetne ucho do bitów, umiejętność dozowania wielu elementów, balansowania na granicy świeżych trendów i pozostałości po starej szkoły, ciekawych spostrzeżeń i anegdot debiutancka płyta dawała nadzieje na dobre czasy dla przedstawiciela nowej szkoły. Obraz udanego debiutu psuło mętne flow, chwilami ginące w tle gości bądź muzycznej oprawy, masa niedociągnięć i słabszych wersów. Choć w „konwencji za pan brat z parodią” od początku można było odczuć, że drzemie potencjał to z pewnością brakowało klarownej formy, przełożenia ilości w jakość, właściwych wyborów muzycznych i równej formy.
W domysłach, widziałem koronnego twórcę blendów jako Stańczyka sceny. Uciekając od martyrologicznych skojarzeń, jako personę sypiącą na prawo i lewo kąśliwym humorem, przedstawiającą rzeczywistość w groteskowej scenerii, uciekającą od monotonnej retoryki dwudziestoparolatków. I tu rodzi się pewien problem- primo, 2sty przy swoim flow to zawodnik o określonych możliwościach, duo- nie on pierwszy nie zgrał się z czasem wyprzedzając epokę. Bo i 2sty`ego postrzegam bardziej jako kumatego producenta i twórcę blendów niż błyskotliwego rapera i bardziej widziałem go nawijającego po samplowany bit.
Zaczynając wywody nie bez przyczyny od warstwy tekstowej, należy docenić swoistą prostotę w wersach, która wypada na plus. Jak sam się określił „jestem normalnym gościem, lubię walić Cie na pieska” i jak przystało na normalnego gościa wali prosto z mostu: „I chuj mnie obchodzą, komentarze o rurkach, kiedy na mailu wisi mi elektroniczna fakturka. Nie, nie narzekam, jest luz, choć z tyłu głowy mam te sprawy Co ciągają na mnie jak kula u nogi. Muszę skołować siano, trochę się denerwuję. Lecz nie będzie sztucznych łez jakbym kurwa kroił cebulę. Ba, bo to jak Rodney Mullen, bez kitu mam tricków bez liku. I poradzę sobie, nie będę szukał monet na chodniku. Nie jestem niewolnikiem, jestem tylko trochę zakręcony. Bo ten rachunek jest już dawno zapłacony”. Nie ma co się łudzić, wachlarz liryczny stosunkowo wąski aczkolwiek skutecznie wykorzystywany. Jeśli ktoś liczył na poetyckie poematy z górnolotnymi wersami albo pomylił typa albo powinien sięgnąć po inne wydawnictwo.
Co prawda, Stańczyka z krwi i kości również nie ma. Jest za to gość który mówi sporo o sobie: „W jednym pokoju jakieś kilkanaście lat z siostrą. I zżyci mocno i dziś dzieli nas dorosłość. Każdy ma swoje sprawy i to nie wiem, weszło w nawyk. Że spotykamy się, ale chyba tylko już na wspólne obiady”. Jest poprawnie, choć na wcześniejszym albumie bywało lepiej, ale nawet gdy linijki zawodzą ten materiał potrafi zaintrygować. Podobnie jak na Puzzlach spirala poziomu trwa w najlepsze, raz bystre metafory mile zaskakują, raz jakby od niechcenia przeciętne wersy przywołują stare grzechy. Całe szczęście wówczas 2sty potrafi uratować sytuacje wielokrotnymi rymami, udanymi przyspieszeniami bądź łakomymi follow up`ami.
Akurat liryczne rzemiosło „Tłustego” jest na tyle urozmaicone, że można puścić mimo uszu słabsze momenty, to muzyczne klopsy męczą dużo bardziej. Choć, fartownie jest ich mało, beatmakerzy w zasadzie zgodni, wybrali wysoki pułap. Odchodząc od samplowanych produkcji, dostajemy esencję newschoolowego brzmienia. Delikatne basy, subtelne chilloutowe dźwięki, smakowite gramofony, będące na topie fortepianowe motywy, mocniejsze grzmoty elektroniki. Ciężko wyróżnić jakiegokolwiek producenta, jednak mam kilku prywatnych faworytów. DJ Filip, najmłodszy z całej watahy, autor bitu do klimatycznego „Lubię” i singlowej petardy- „Prowadzę”, GeezyBeatz który dał bit na światowym poziomie- „Rookie Of The Year” czy też BeJoTka z grubymi sztosami jak między innymi „Wyjście z bloków”. Kilka słabszych momentów jak chociażby pierwsze dwa kawałki, gdzie jest zdecydowanie za spokojnie i bez wyrazu, nie są w stanie zepsuć całości. Mam wrażenie, że grono zaproszonych producentów za bardzo chciało przemycić świeże brzmienie, przez co kilkakrotnie produkcje brzmią zbyt podobnie do siebie. Jest to robota na wysokim poziomie lecz momentami bity rażą nijakością. W tych chwilami, nieco popowymi produkcjami i często używanym auto tunie, flow 2stego brzmi jakby na pół gwizdka, niczym reszta młodocianych newschoolowych typów. Na patencie sukcesu Pawbeats, młodociane, lekko niedojrzałe wersy kuleją jak chociażby w numerze „Excelsior” (Euforia?) sprawiając, że można zatęsknić, za tym lekkoduchem z debiutanckiego krążka.
Z pewnością „Stej flaj” to album którego miło się słucha. Łatwość do tworzenia banglerów zaowocowała i tym razem. „Rookie Of The Year” gdzie autor pokazuje nam świeżość debiutanta z umiejętnościami doświadczonego gracza, żywiołowe, singlowe „Prowadzę”,„Nieprzespane Noce i Owoce” gdzie 2sty udowadnia, że potrafi budować ciekawe opowieści, „Kuchnie świata” ze świetnymi featami i energiczną petardą, „Wyjście z bloków” gdzie dorównuje w nawijce TDF-owi, bądź nostalgiczny „Spokój”, gdzie spokojniejsze linijki i bit przyciągają uwagę.
Jak to na debiutanckich Puzzlach tak i tu zdarzają się momenty do których nie chce się wracać, słabsze tracki z niedociągnięciami i słabszymi wersami. Nie wszystkie jazdy na „Stej Flaj” mnie porywają, ale doceniam ten materiał który ma intrygującą moc i w którym ewidentnie widać metodę na robienie rapu. 2sty popełnia podobne błędy co VNM, opowiadając w nieco popowych bitach o swoim „Amerykańskimi śnie”, niejednokrotnie przy użyciu śpiewanych refrenach, całe szczęście, że w tym przypadku śpiewanych przez gości. Od „Puzzli” potrafiący błysnąć ciekawszymi metaforami, zaintrygować swoimi opowieściami wciąż zaskakuje błyskotliwymi linijkami: „I be that pretty motherfucker jak nawijał ASAP. Wiem że inaczej się wymawia, ale nie byłoby rymu. Stawiam ba-ba-ba-bańkę, że zepniesz za to tyłek”. Nawet jeśli wersy chwilami przegrywają z zaproszonymi kolegami z branży jak chociażby z Zeusem to stary, dobry 2sty kolejny raz wkręca się do głowy: „Oglądam NBA TV chybił Mike Bibby za to trafił Dan Levy moja lala szamie kiwi i odpala Audiocd”.
Transfer do Prosto, udział w Młodych Wilkach Popkillera, ostatni rok był owocny w karierze warszawskiego rapera. Koniec, końców muzyka sama wystawiła właściwą ocenę. „Stej flaj” to nowe rozdanie i znaczny progres niemal w każdym elemencie rzemiosła „Tłustego”. Dalej jest nad czym pracować, jak chociażby na emocjonalnymi linijkami lekko nudzącymi czy też nie równą dyspozycją flow. Jednak przy takich postępach można oczekiwać, że kolejny album ma szansę obalić pierwsze zdanie w tej recenzji.


Ocena: 6,5/10
Krzywa kroopa
Pozdro 




 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz