Gdybym miał się
wybrać w daleką podróż, to zabrał bym ze sobą co najmniej trzy
albumy. Nie, owa trójca nie ma polskiej metki lecz w zależności od
wielkości bagażu lista muzycznych towarzyszy rosła by jak korek na
„Zakopiance” w sezonie. Rok temu nie czułem tej mocy. Co prawda,
„Blisko Leży Obraz Końca” sporadycznie pojawiało się w
głośnikach ale na daleką podróż Sarius wydawał się jako
określony kompan- krótkodystansowiec. Przy kolejnym wydawnictwie to
nie kwestia czy zabrać dzieło rapera z Częstochowy ze sobą lecz
czy dać się zabrać autostopem w jego drogę.
Solidny,
mający świetne ucho do bitów, smykałkę do dojrzałych
spostrzeżeń socjologicznych, z natury pewny siebie i budzący
ciekawość nieszablowymi narracjami. Nieco przypominający w
pierwszym kontakcie WuDoe, może to ta sama tendencja do usypania?
Zamiast bawić się w kolejne wyliczenia obrazujące bohatera zdradzę
ksywę- Sarius. Co raz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że
ciekawa osobowość i otwarty umysł zawsze obroni się w rap grze.
Podobnie jak w przypadku starszego kolegi po fachu, to rap dla
wytrwałych, którzy nie odpuszczą przy pierwszym przystanku.
Zawsze
uważałem, że udany dobór producentów to więcej niż połowa
sukcesu. Bo i niedociągnięcia we flow bądź brak weny nie biją
tak po uszach. DJ Eprom był niczym Scottie Pippen dla MJ23, ciągnący
za uszy na wyższy level. W pełni podkreślający wszystkie mocne
strony, starannie odciągający uwagę od niedociągnięć. Na
„plecach” rasowych produkcji rap Sariusa zyskał na wartości.
Klimat rzadko już spotykany na krajowych wydawnictwach, „team
spirit” między MC a beatmakerem jakby nagrywali ze sobą rap od
dekady. Połączenie sił z O.S.T.R. i z jego, z całym szacunkiem
nieco przewidywalnymi bitami, które z definicji mogłyby spotęgować
senność nie nastrajało pozytywnie.
O
ile nie doceniłem na starcie możliwości tej kolaboracji to od
pierwszych singli wszystko stało się jasne, w praktyce, ten projekt
ma wiele do zaoferowania. Przy standardowych dla Adama dźwięków,
wtórność która pojawiła się na horyzoncie przeszła obok. Jak
na „True newschool”, gdzie jakby napisał by blogger a`la
hipster, „epicki” aranż ożywia tego spokojnego rapera który
rok wcześniej przodował w niższej wadze. To lewym sierpowym
potrafił przysolić kąśliwym przyspieszeniem, to bezkompromisową
nawijką gasi hejterów i obnaża płytkie podejście do rapu
współczesnych odbiorców, to prawym podbródkowym znienacka wbija
się na bit, to w refrenie zwalnia by w kolejnej zwrotce znowu
narzucić szybkie tempo.
Na
jednym singlu wysoka forma się nie kończy. W zasadzie „Daleko
jeszcze?” jest wolne od słabszych momentów. „Cudze listy”
porywające bezkompromisową nawijką, „Tak bardzo ja” gdzie
wszystko zagrało na szkolną „szóstkę”, „Pod-pretekstem” z
gościnnym Jeżozwierzem i agresywnym flow obu graczy, „Kompas” z
emocjonalnym podsumowaniem przebytej drogi, bądź tytułowy track
gdzie dostajemy odpowiedź na podstawowe pytanie tego albumu.
Wracający po roku Sarius zyskał na pewności. Flow urozmaicone i
brzmiące tak, że ciężko mu coś zarzucić. Potrafiący wstrzelić
się w klimat każdego bitu, umiejętnie wykorzystujący swoje
możliwości: świetną dykcję, charakterystyczne flow, intrygujące
metafory oraz duży potencjał tekstowy.
I w
tym miejscu należy zatrzymać się. Jak na debiutanckim krążku tak
i tu warstwa tekstowa wybija się z przeciętności. Na pozór
proste, pozbawione nadmiernej ilości hashtagów, follow up`ów, czy
też wyszukanych metafor wersy, wodzą niczym mityczny biały królik.
Osobiste wyznania, wspominki z dzieciństwa, refleksje o społecznej
naturze lub trafne analizy, to linijki w których autor zostawił
sporą cząstkę siebie, dzięki czemu można puścić w niepamięć
słabsze wersy jak nieco taniością brzmiące: „Dawaj
to mp3, nie mam już miejsca na wave. Mama daj mi z10 minut chce
pozgrywać wersy. Będę jak Magik. Kto? Gość z mojej kasety”.
Choć mamy też kilka perełek jak: „jak Kuba Bogu, ta Kubie mów
mi Castro”. Mimo tej prostoty jest w czym się zagłębić: „Za
parę lat rozkminię, że nie można nie być skurwysynem. Za parę
lat rozkminię, że trzeba zrzucać winę. Wychodzić za linię, a
mówić, że to niemożliwe. Lecieć na linie, jak Hugo, do którego
się nie dodzwoniłem nigdy. O problemie zapomniałem, poszedłem na
frytki. Krzywdy z tamtych czasów były bardzo miłe. Choć tego
kurwa elementarz nie napisał nigdzie. Życie to baba wielka, co stoi
na ludzkiej krzywdzie. Wybiera Cię, a zgromadzenie czeka. I musisz,
a nie chcesz, dotknąć butem dna #butelka. I nie wiesz, czy śmieją
się z Tobą, czy z Ciebie #stand up”. Wachlarz podjętych
tematów za nic nie da wyłączyć się słuchaczowi. Kolejny raz
Sarius pokazuje, że ma sporo do powiedzenia i że nie popada w
sprawdzone schematy, a w połączeniu z wyrazistym flow z łatwością
utrzymuje uwagę.
Muzycznie
również jest dobrze. Do szuflady zwanej „produkcje O.S.T.R.”
trafia kolejny album. Nie ma co mydlić oczu, nie jest to pozycja
przełomowa, także w bogatej dyskografii Adama. Ale co ważne nie
potrzebne było odkrywanie prochu na nowo, te sprawdzone dźwięki w
pełni pozwoliły Sariusowi rozwinąć skrzydła. Niemal standardowe
produkcje: klimatyczne sample, subtelne werble, trafione cuty,
trueschoolowe brzmienie w pełni wpadające w styl częstochowianina.
Kilka petard jak lekko niepokojący „True newschool”, smakowity
sampel w „Daleko jeszcze” , klimatyczny „Kompas” lub „Pod
pretekstem” z twardym basem. Wysoki poziom marki O.S.T.R..
Jeśli
na podstawie tego albumu miałby powstać film, to gatunek „road
movie”wrócił by do łask. Podróż na jaką zabiera Nas raper
z Częstochowy warta jest przebytej drogi, a w zasadzie poświęconego
czasu. Jako czujny obserwator intryguje, jako pilot wycieczki zachęca
na więcej. Im więcej Sarius wspomina o swoich doświadczeniach tym
bardziej zwraca uwagę i nawet gdy odchodzi na bardziej uniwersale
rewiry to potrafi utrzymać poziom. Pomysł na tracki, smykałka do
ciekawych wersów, flow w wysokiej formie, wszystko się zgadza.
Goście dostosowali się do poziomu gospodarza, w szczególności Ras
i Jeżozwierz, bity dały moc, a klimat nie przytłoczył. Choć
pogoda zza oknem nie zachęca do dalekich podróży to ta jaką
serwuje nam Sarius nie wymaga nadmiernej rekomendacji.
Ocena: 8/10
Krzywa krooopa
Pozdrawiam
Super! No i ta okładka...!
OdpowiedzUsuń