niedziela, 22 marca 2015

„Rap dla 30-latków”.... czyli recenzja Kękę- „Nowe Rzeczy”

Już na samej okładce debiutanckiego LP można było poznać czym są owe, tytułowe „Takie rzeczy”. Bliźniaczo podobny front drugiego legala mógłby zwiastować kontynuację obranej ścieżki. Niektóre rzeczy pozostały: charyzma, unikalny styl, bezkompromisowa nawijka, kipiące z głośników emocje. Coś jednak się zmieniło, po ponad roku od debiutu raper z Radomia powraca. Dojrzalszy, z bardziej dopracowanym materiałem ale nie zepsuty mainstreamem. 
 
Ta analogia ma pewien smaczek. Miejsce winyla zajął najwierniejszy kompan ostatnich miesięcy- majk, zamiast róży serce zagościło, kieliszki zamieniły się biegunem, a i zwinięta kolęda martwych ziomków jest wymowna. Nawet jeśli ta symbolika jest nad wyraz to zmiany u rapera z Radomia słyszane są aż nadto. Przy takim materiale jak „Takie rzeczy” nie dało się przejść obojętnie. Rzecz to charakterystyczna i mocno wyróżniająca się na tle krajowej przeciętności, czego dowodem jest pokrycie złotem. Szybki fame, fala propsów, jak sam przyznał w luźnym traku po premierze pierwszego albumu, wejście na szerokie wody przewróciło życie. Można by się obawiać o formę, bo nie jednej udane wejście zgubiło. Można by się obawiać ale nie w przypadku Kękiego. Po ponad roku, „Nowe rzeczy” przed premierą doczekały się statusu jednej z najbardziej oczekiwanych płyt tego roku, ba nawet kandydata do płyty roku.
Jednej rzeczy oczekiwałem po tym albumie- uwolnienia się od nierozłącznego elementu który towarzyszył na poprzednim albumie- surowości, jakby materiał był nagrywany „za pięć 12-sta”. O ile szorstkie, brudne i nie zawsze czyste flow miało swój unikalny wydźwięk dający wrażeniem żywcem wyrwanego z undergroundu świeżego kota to pośpiech w pisaniu linijek był wyraźnie odnotowany- prawo debiutanta. Już jako zawodnik z określoną pozycją i rzeszą fanów reprezentant Radomia pokazuje, że odrobił lekcję. Nie słychać pośpiechu, wersy są traktowane z rozwagą i wyczuciem. Gdy bit ponagla przyspieszenia wypadają na szkolną „szóstkę”, gdy potrzeba zwolnić forma również się zgadza. Zresztą, ucho do bitów Kękiego nie jest żadną nowością, jak mało kto na naszej scenie reprezentant Prosto potrafi wyciągnąć maksimum z produkcji. Wszelkie dopieszczanie słów, trafne akcentowanie, balansowanie tempa lub nonszalanckie wyrzucanie linijek jak w „W dół kieliszki” pokazują, że syndrom drugiej płyty nie dosięgnął autora „Takich Rzeczy”. Dodając do tego nienaganną formę flow i patent na czerpanie z prostoty tego co najlepsze dostajemy rapera bez spiny, ogarniętego i wiedzącego co chce zrobić z kawałkiem.
Wracając do kwestii prostoty, nie da się ukryć, że w tym rapie jest ona wpisana w DNA. I w żadnym wypadku nie stanowi ona o słabości tej płyty. Często padająca w opiniach teza o braku rymów nijak się ma gdy gospodarz sięga po takie perełki: „Historia uczy na faktach czystych bez polityki. Fakty takie, że od dawna chcą nas ciągle zawłaszczać. Myślę o tym na przykład stawiając znów polskie znaki. Jak ja bardzo się cieszę, że to nie jest grażdanka. Patrz na orła w koronie, mógł być cały czerwony. Jakby w połowie napełnił się krwią traconą przez naszych. Ciągle biały i dumny niech mocniej wbija te szpony. W kościach czuje zapewne niedługo znowu się zgłoszą!”. Słowo perełka nieco gryzie się ze spectrum tego krążka. To właśnie percepcja dojrzałego patrioty stanowi credo „Nowych Rzeczy”. Obyło się bez łatwo nośnych wersów a`la populus, to nie rap na wiec wyborczy, poglądy mocno osobiste, napiętnowane prywatnymi wnioskami i doświadczeniami ale i podparte sprawnym piórem. Rzecz która cieszy, Kęki nie ma ambicji do uprawiania polityki: „Z imieniem Polski umrzeć, swoją śmiercią ją uświęcić. Jestem gotowy na to, moment kiedy wznoszę hasło. Setki gardeł razem ze mną rzuca swą codzienność na bok”. Sporo w tym emocji ale i dojrzałości oddalonej od ułańskiej mitomanii: „Masz na sercu los ojczyzny no to oddaj głos. Takiego wała! Robię swoje, se nie pozwalaj. Politykuj, a ja pisze wersy, trzymam się z dala. Paru myśli coś o ludziach, reszta raczej nie. Twoja partia, banda chuja i ta druga też. Nie ma gadki, na fejsie lajki posty za hajsy. Drobne przysługi, brudne łapy. Oni grają ty tańczysz. Podziękuję, co ja niby z tobą mam. Wyjebane mam na ruskich, to mi mówisz brat”.
Wysoka forma liryczna sięga dużo dalej. Równie dobrze wypadają luźne wersy, gdzie momentami można uleć wrażeniu, że rapuje zupełnie nowy Kękę: „Alkoholicy, bracia, kurwa, chceta to se pijta. Chceta to wracajta rano, czwarta, kierma pusta. Zima, minus, bary, burdy, długi, kurwy, bordo buzia. Zgubione ciuchy, obrzygane buty. Masz numer od tej grubej? Te, alvaro, jesteś ósmy. YOLO, mordeczko, YOLO, życze Ci dużo szczęścia. Byłem poza kontrolo, powodzenia na zakrętach. Czy będę mówił: życie to jest sukinsyn. Gram dla normalnych ludzi, wzloty, doły - cały Kiki”. Zwolnienie tempa także owocuje w dobre linijki: „Mam dosadność, lapidarność, styl ma trafiać zawsze w punkt. Setki książek, lata z alko, studia, meliny, radość, ból. Zapierdalania czasy, odpierdalania czasy. Dzieciństwo z rodzicami, dzieciństwo obok mamy. Ojcostwo na doskoku, ojcostwo z walką o nie. Koleżków mnóstwo z bloków, tylko ja i moje paranoje. Lata samotne, gorzkie noce, mocne przygody, setki wrażeń. Dziś tylko z tobą kotek - deklaruje facet. Każde słowo waży, każde z tych wszystkich haseł. Nie miewam pustych wersów, wiem co robię i wiem co jadę”. I choć forma nawet na moment nie ucieka.
Przyznam, że nie byłem do końca przekonany singlami, a w zasadzie pracą producentów. Na szczęście album zweryfikował obawy. Przeciętny, wręcz dedykowany blokowiskom bit z „Pamięć Zostaje zostaje” już nie bije tak po uszach, chilloutowe „Fajnie”, stadionowy „Młody Polak” z funkującą perkusją, przywołujące skojarzenia z Kendrickowym, nie tylko za sprawą wersów bangerem „W dól kieliszki”, bądź żywiołowe „Zmysły”. Nadające się na soundtrack dla gangsterskich klasyków (gangsterka a`la Praga) dźwięki z „Niezrzeszony” lub singlowe „Wyjebane (Tak mocno)”, było na czym się oprzeć i na czym nawinąć. Osobiście preferuje wolniejsze momenty „Nowych Rzeczy”, gdzie wcześniej wspominane ucho do bitów wychodzi na jaw.
Zanim sprawdziłem cały album wierzyłem, że słowo „sztos” stanie się product placement tej recenzji. Z premedytacją używam go na końcu by nie straciło na mocy. Drugi album to zdecydowanie level up pod każdym względem. Znów bez gości i tak jak na debiutanckim albumie silna i barwna osobowość gospodarza potwierdziła banalną prawdę, że dobre wersy same się obronią. Siłą rapu reprezentanta Radomia nadal jest „swojskość”, której nie zaszkodziły dojrzalsze wersy. Brudne flow, które dzięki swojej określonej specyfiki nigdy nie będzie perfekt traktuje jako wartość dodatnią tego krążka. Jest klimatycznie gdy bit do tego skłania, jest z pompą gdy basy tego wymagają i co najważniejsze są emocje.
W zasadzie jest to album wolny od słabych stron. Być może znajdą się niezadowoleni którym będzie brakować taki bangerów jak „Zostaję” z pierwszego LP. A tendencja do rzucania bez zahamowań wersów kosztem dykcji nigdy nie przekona szerokich mas. W tym rzecz, choć „Nowe Rzeczy” mają w sobie bakcyl uniwersalizmu lecz w głównej mierze to album dla słuchacza dojrzałego, będącego w podobnym etapie życia co gospodarz tego albumu. Podobnie jak debiutancka płyta tak i złoto dla drugiego krążka to jedynie kwestia czasu. W pełni zasłużenie, sztos to za mało. Czapki z głów Panie Piotrze!



Ocena: 9/10
Krzywa Krooopa
Pozdro
 
 

1 komentarz: