czwartek, 15 stycznia 2015

„Pół żartem, pół serio”.... czyli recenzja: Dwa Sławy- Ludzie sztosy

 
Charles Chaplin mawiał- „Ci, co rozśmieszają ludzi, cenniejsi są od tych, co każą im płakać”. W naszym ogródku częściej możemy natrafić na tych drugich. Choć łzy są raczej efektem ich przeciętnego poziomu i braku stylu, a nie brutalnej deklasacji konkurencji. Smutne, płaczliwe historie przy uniwersalnych, patetycznych partiach fortepianu z chropowatym flow, jakie to modne. A SWAG? Wyglądający jak sprowadzone „Igły” po kilku liftingach. Na tle tendencyjnego pejzażu Dwa Sławy z miejsca stają się headlinerem rodzimego newschoolu mocno zapatrzonego na Amerykę.
Zaczynają od szczerego wyznania: „Weź to sobie zapamiętaj - robię muzykę, nie performance. Nie chce być jebany pajacykiem na językach jak Air Jordan. Jeśli masz mnie za kabareciarza, a potem za rapera, to ssij wora. Chuj, że lubimy polecieć se w kulki czasem; figloraj. Fani zawiedzeni "Co to za klimat? Gdzie beka? Gdzie pompa?"- to znaczy, że z wiekiem poważnieją? Nic bardziej mylnego. Jakie są Dwa Sławy każdy widzi, a jeśli nie to szybko zauważy. Spora dawka inteligencji, kąśliwej ironii, błyskotliwego humoru, dystansu oraz groteskowego spojrzenia na rap i rzeczywistość. Kolektyw jak Lato-Szarmach lub Batman i Robin ale to za mało. Na swym legalnym debiucie Dwa Sławy chcą nas przekonać, że status- „Ludzie sztosy” to coś więcej niż chwytliwy hashtag. Tym razem „Ludzie sztosy” to „ludzie wspaniali, wyśmienici, zjawiskowi”. A przynajmniej takie było założenie.
Rok temu Rasmentalim i ich „Herodzi”, dziś Dwa Sławy wchodzą w mainstream we właściwym czasie i z właściwym materiałem. „Ludzie sztosy” nie obroniłyby się jeszcze parę lat temu, a i słuchacz nie przyjąłby takiego materiału z entuzjazmem. SWAG zdążył się już przejeść, a trendy z USA stały się na tyle oklepane, że wypunktowanie kserówek można uznać za wprowadzenie standardów BHP na backstage`u. Nie oszukujmy się, branie całymi garściami z rapsów zza wielkiej wody na ślepo, samo w sobie wygląda słabo. Polski Hustler w furze z grubym przebiegiem i porządną dawkę szpachli, w ciuchach od sponsora. I właśnie to najbardziej koli w oczy...
Po debiucie tej ekipy oczekiwałem zamieszania, kilku buńczucznych przechwałek na FB, zaczepek w wywiadach, proposów od połowy sceny, długoterminowego fame`u. Nie da się przejść obojętnie obok takiego albumu. Aluzji rzuconych w stronę kolegów z branży, sarkastycznego ujęcia rap gry czy też po prostu wysokich umiejętności samych zawodników. Momentami można tutaj zatracić granicę, między ironicznym ugryzieniami, a gorzkimi łykami goryczy: „Mój szef jak polski raper rzadko daje wolne. Kurwa, co za debil, ja pierdolę. Chcę dzień na żądanie, czy jakkolwiek ten dzień zwie się. Wypierdalam stąd, tylko jeszcze F5”. Nawet gdy podejmują się drażliwego tematu jak dziedzina hejtingu, to konwencja, forma i treść idą w jednym rzędzie: „I jesteś w centrum wydarzeń; bukkake. Reklama ciastek i oczywiście z dupy. Jak lepię hasz akceptuję politykę cookies. Telezakupy na tym marnuj swój czas”.
Pod względem nawijki to idealna para nie tylko na zdjęciu. Zarówno Rado i Astek zaliczają zwrotkę za zwrotką bez wpadki. Przyspieszenia, wielokrotne rymy, zmienna intonacja głosem do której nie można się przyczepić, flow w równej, wysokiej formie, składanie zwrotek iście mistrzowskie, wyzbyte pustych linijek, bezsensowych metafor bądź nietrafionych zmian tempa, i wreszcie masa hashtagów. Skoro dotarliśmy do tematu „płotka” to można go uznać za orędownika tego albumu. Dwa Sławy powinni wydać podręcznik dla reszty sceny jak posługiwać się tym cennym narzędziem. Niemal z kwiatka na kwiatek, z wersu na wers gama błyskotliwych powiązań: „Taxi, policja, taxi, policja, taxi, policja; walka kogutów. Mówią, że Radek się tu na złe generalnie zmienił. A ja wiem swoje, man, dobrze się zachowałem; #Lenin. Ludzie sztosy, mamy szacun u bliskich. A więc morda szmato; #Całun Turyński”.
Skoro są Sławy, skoro są rapy a`la z USA, skoro są SWAGi to i trap nie może być niespodzianką. Przepych w linijkach, a w warstwie muzycznej nieco ubogo. Rodzinny kolektyw- Marek Dulewicz i Dulewicz junior czyli- DJ Filip postawił na minimalizm. Mainstreamowe brzmienie ameryki lecz wyzbyte przepychu, za to subtelnie przemycające nowoczesne brzmienie. Produkcje wspominanego rodzinnego duetu sprawiają wrażenie, jakby to z premedytacją muzyka miała być jedynie drugorzędnym dodatkiem, który, aż nadto nie odciąga uwagi od głównego performance`u. Całe szczęście to materiał na tyle zróżnicowany by rozruszać głodnych raperów. Typowe newschoolowe „Człowiek sztos”, w stylu T.I. „Ciężki zawód”, zaskakujące końcówką „Hate- watching” lub ciepły sampel w „O sportowcu, któremu nie wyszło”.
W efekcie „Ludzie Sztosy” to kompilacja kandydatów bangera karnawału, a co tam, nawet 2015 roku. Wspólnym numer z Quebonafide, nieco ASAPowy singlowy track „Ciężki zawód”, damsko-męskie „Kobiety sztosy”, konkretne „SMGŁSK”. Wymieniać można dalej. Gdy trzeba, wówczas chilloutowy klimat nieco temperuje zapędy głównych bohaterów.
Być może te groteskowe rozkminianie rzeczywistości długo blokowało fame dla tej niebanalnej ekipy, a słuchacz nie był gotowy by przetrawić jazdy po swoich idolach. Bo „Ludzie sztosy” obok popisów technicznych, dziesiątek hashtagów i w mistrzowski sposób poskładanych zwrotek tak, że mogliby udzielać korepetycji kolegom z branży, dostarczają nam nagiej prawdy o SWAGu w wydaniu polskim. Retoryka tego rapu jest bliska koncepcji komedii starogreckiej. To co może śmieszyć między wierszami zawiera gorzką prawdę. Z pewnością nie jest to klasyczna wersja rap-kabaretu. Prędzej świetnie rozumiejących się wodzirejów, którzy z wrodzonym luzem nie wysilają się by porwać tłum, a chwilami przebijająca się powaga nie brudzi dzieła. Efekt- płyta w pełni autentyczna, której piętno Ameryki nie budzi kompleksów.
Wciąż obecna charakterystyczna doza humoru i prześmiewczego tonu nadal porywa. Przy wysokiej, wręcz miażdżącej formie powalający jak oddech żula nad ranem, tej czysto technicznej jak i lirycznej „Ludzie sztosy” aspirują do roli klasyka, nawet jeśli ten materiał potrzebuje czasu by zostać docenionym. Recenzję nie mogę nie zakończyć stwierdzeniem, że jakby nie patrzeć, póki co- PŁYTA ROKU! S. jak SWAG, s. jak Sztosy, s. jak Sławy!


Ocena: 9/10
Krzywa kroopa
Pozdrawiam 



1 komentarz: