sobota, 31 stycznia 2015

„Przeżyjmy to jeszcze raz”.... czyli recenzja: Noize From Dust- Ultraakustyka

Nastały dobre czasy dla młodych, zdolnych beatmakerów. Choć pod tym względem zawsze było co najmniej przyzwoicie i grono polskich producentów mogło wysoko nosić czoło to ostatnie miesiące jawią się jako swoista zmiana warty. Do głosu dochodzi raz za razem kolejny gracz, a na tym nie koniec. Idzie nowe, lepsze? Całkiem niedawno Soulpete ze swoim świetnym Soul Raw, odważny Fabster, tym razem Prosto Label rzuca kości i wypuszcza do mainstreamu duet Noize From Dust.
Jeśli komuś brakowało klasycznego brzmienia, żywcem wyrwanego z lat 90-tych, niech się raduje. Trueschoolowe rapsy wracają z odsieczą! Zza wielką wodą Joey Bada$$ na bitach Statik Selektah`a brzmi tak jak niegdyś współczesne legendy płynące na samplach przed jego narodzinami. Na krajowym podwórku DJ Tuiziano biorący na warsztat Wu-Tang Clan, często wspominany na tym blogu Soulpete z niepodrabianą świeżością i stemplowanym znakiem jakości zmienił grę. Leczy czy ze starszą szkołą wypada wchodzić w szranki młodym kotom?
Noize From Dust to inna półka. Z definicji pozycja niszowa, przeznaczona dla smakoszy gatunku, mocno osadzona w klasycznych dźwiękami rodem z Wielkiego Jabłka po Detroit. Siódmy wprawiony w freestyle, znany z działalności w stołeczny podziemiu i nieco ukryty w cieniu WorstCase, dla którego „Ultraakustyka” jest pierwszym, poważnym sprawdzianem. Urodzeni pod lepszym niebem, bo i wytwórnia (lepsza?) dająca lepszy start niż wcześniej przytoczonym kolegom po fachu, w nieco innym układzie bo i Siódmy również w roli rapera. Czegoś jednak zabrakło, by o Noize From Dust pisano jako o przełomowym debiucie.
Przy pierwszym zetknięciu „Ultraakustyka” sprawia co najmniej przyjemne wrażenie. Nic nachalnego, staranie wysmaplowane kompozycje, lekkie bębny, niskie basy, przyjemne trzeszczenie. Spectrum klimatów szerokie, od boom bapu, wielkomiejskiego chillu z jazzowym smogiem, czy też stricte brudne produkcje. Jednak przy głębszym poznaniu nie wszystko zagrało na „pięć”.
Intrygująca lista zaproszonych gości w realu rozczarowała jak powrót LeBron`a do Clevlend. O ile wysoka forma Kuby Knapa i Sariusa z ostatnich solówek potwierdziła się kolejny raz to kilka niewypałów brudzi ten klimat. HuczuHucz ze standardową dla siebie nawijką i męczącym storytellingiem wiadomej treści lub wręcz nie pozostawiające śladu w pamięci zwrotki, jak i same popisy wokalne tak popularnych na scenie graczy jak: VNM, będący na ustach wielu w ostatnim czasie Skorup lub doświadczony przodownik pozytywnych emocji w rap grze- Wujek Samo Zło. Wracając do lepszej strony „Ultraakustyki”, w gąszczu lepszych i słabszych linijek bez trudu można wyłapać pozytywne zaskoczenia. Przypominająca o swojej obecności grupa weteranów- Fenomen i ich charakterystyczny styl: „Wiem co mówię, Ty, Trzeźwy nie jestem. W kit lecę słuchaj słów nie patrz mi na ręce znów. Łapię majka będzie grubo, zrób mi przestrzeń. Boss jak Hugo, tłusty bit, gruby wers masz tu go. Co się strzeżesz jak Miecugow, dawaj. Napierdalam też bez majka do beatboxu, Kiedy zaczynam ty rzucałeś na plecy pawie ojców więc nie mów mi co mówić mam bo to wiem- Propsuj”, emocjonalne wersy Rasa: „Rap mnie bawi, choć rak mnie trawi. Może to stad ta cała chemia miedzy nami. Jak zapytają mnie o zmiany, to co im powiem? Jedyne co doprowadzam do końca to swoje zdrowie”. Jeśli chodzi o samego współgospodarza to 1/2 Noize From Dust nie przekonuje w roli rapera, flow monotonne, brzmiące jakby miało być jedynie zapełnieniem przerw w zwrotkach gości, ujmując krótko- rap Siódmego po prostu nudzi.
Same produkcje, bądź co bądź bronią się. Gruby sztos „Chcieć” w pełni podchodzący pod flow Częstochowskich MC, leniwy chill- „Rozsądek” w sam raz dla „Podniebnego kota” i połówki WFD, bujające „Zanim powiesz” z fankującymi gramofonami i ożywiającymi schratchami, Wu-Tangowe, ciężkie „To dla wszystkich” z porywającym refrenem czy też „Wiem co mówię” z mocnym basem i bezkompromisową nawijką weteranów sceny. Na tym nie koniec, singlowe „Szanty” z subtelnymi samplami i nisko zawieszonym basem lub mroczne „Odnaleźć światło”. Beaty trafione jak same zwrotki, w tym moc tego duetu. Umiejętność wyczucia możliwości zaproszonych gości, momentami daje nadzieje, momentami jednak cała ta zabawa staje się zbyt przewidywalna. Nijaki remix Vienia, nie dający temu kawałowi nowego życia, zupełnie bez historii tracki jak między innymi z featem duetu Dwa Zera. Trochę za dużo tej przeciętności jak na jeden album.
Tam gdzie brud lat 90-tych dochodzi do głosu można stracić poczucie czasu. Ostatecznie „Ultraakustyka” wypada pozytywnie. Wielka w tym zasługa ojców tego projektu, którzy z rapu XX wieku przemycili kwintesencję gatunku. Staranie dobrane sample, nietuzinkowe scratche, klimatyczne gramofony, przekrój od Madlib, Slum Village, Jurasick 5 po kresy wschodniego wybrzeża. Często raperzy zawodzą, czasami poprawność bije po uszach, a nijakość stygnie jak kurz na zapomnianym wosku. Kilku graczy wbija się, dzięki czemu album ma kilku potencjalnych kandydatów na mocne singlowe petardy. Co prawda, do elity krajowych producentów tej dwójce jeszcze daleko ale zmysłu muzycznego i ewidentnej zajawki na rap odmówić nie można. Stary rap? Nawet jeśli tam to wciąż ma moc.


Ocena: 6,5/10
Krzywa krooopa 

1 komentarz: