Co słuchacz to inny
gust, co słuchacz to zupełnie inna kolekcja na półce. Zakładam,
że każdy fan wydaje corocznie swoje ciężko zarobione pieniądze
na dziesiątki długo oczekiwanych nowości. Część z nich, szybko
po premierze na wiekuiste czasy przykryje kurz. Okrojone grono CD
spotyka odmienny los- katowanie na okrągło. Rysy utrudniające
czytanie płyty, zjechana okłada daleka od świeżego,
specyficznego pobłysku i zapachu nowości. Dziś na blogu królują
prywatni „okupanci”. A więc albumy które przez ostatnich 5-lat
najczęściej słuchałem.
Parias- Parias.
Jeden z najbardziej niedocenionych albumów ostatnich lat.
Kolaboracja weteranów warszawskiej sceny- Włodi, Eldo, Pelson
zapowiadała się jako jeden z ważniejszych materiałów XI wieku. W
recenzjach przebijające się rozczarowanie, zastrzeżenie do
wtórności Eldoki, słabej formy Pelsona, odgrzewanych kotletach
tematycznych bądź zbyt przeciętnej warstwy muzycznej sprawiały
wrażenie, że projekt „Parias” to niewypał. Dopiero po kilku
podejściach w pełni wpadłem w sidła tej płyty. Surowy w warstwie
muzycznej jak i tekstowej, w ściśle zamkniętej formie, daleki od mainstreamowych konceptów, ujmując wprost- to materiał
dla wybranych. Ok, może żaden z trójki nie jest w życiowej
formie, być może kilka rzeczy należało bardziej dopracować. Bądź
co bądź, sporo rzeczy wypaliło, brudne flow Włodka idealne
pasujące do bitów Szczura, prosta nawijka reszty ekipy skupiona na
przemyceniu emocji. Włodi, Eldo, Pelson- kolejność nieprzypadkowa,
to album gdzie prym wiedzie właśnie ten pierwszy. I to właśnie
Włodi sprawia, że „Pariasi” potrafią intrygować. Dojrzałe
wersy, dojrzałych ludzi dla dojrzałego słuchacza. Album wydany w
gorącym okresie dla każdego z trójki- beef z Peją, dziś
traktowany jest raczej jako epizod w karierze warszawskich legend. Jednak
warto raz od czasu wrócić do 2011 roku i Pariasów.
Rasmentalism- Za
młodzi na Herodów. W częstotliwości odtwarzania polskich płyt
wydanych w XXI wieku absolutne podium. Na swoje „5 minut” czekali
całkiem sporo. I słuchając „Herodów” można poczuć, że
presja była jedną z ostatnich rzeczy jaka była obecna w studio. W
swojej recenzji użyłem wyrażenia- „team spirit”, które
w pełni określało współprace Rasa i Menta. Stylowe bity z
klimatycznymi samplami, subtelnymi bębnami potwierdzający czołową
pozycję Menta wśród krajowych beatmakerów. Ras pełen świeżości,
z flow niebudzącym jakichkolwiek zarzutów, dziecinną łatwością w składaniu
wersów, tekstowo zwracający uwagę jak mało kto w ostatnich
latach. Bez grama niepewności– KLASYK
Sokół & Marysia
Starosta- Czysta Brudna Prawda. Pierwszy owoc współpracy
jednego z najbardziej zaskakujących duetów w historii polskiego
rapu. Wzbudzający mieszanie odczucia przed premierą, po
singlach wręcz stawiający pytanie „gdzie ten stary, dobry Sokół?”. Sam w
tym projekcie doszukiwałem się nowego otwarcia Nocnego Narratora,
wodzonego przez damski wokal w zupełnie nowe rewiry. W
rzeczywistości CBP okazała się dominacją warszawskiej ikony.
Daleki jestem od marginalizowania roli Marysi Starosty w tym jak i w
późniejszym wydawnictwie. Delikatne, klimatycznie, łagodzące
liryczne brudy Sokoła partie wokali, bity na najwyższym poziomie.
Sam Sokół jak za najlepszej czasów, wciąż potrafiący mocnymi
metaforami wbić słuchacza w fotel, mający w sobie sporą dawkę refleksji, storytelling intrygujący jak
zawsze. O formie Sokoła na CBP można rozpisywać się do usranej
śmierci. Ograniczenie się jedynie do stwierdzenia- bezsprzecznie,
absolutna czołówka XXI wieku. A prywatny egzemplarz od
częstotliwości użytkowania nie nadaje się do publicznej
ekspozycji.
W.E.N.A.- Daleki
Zbliżenia. Mainstremowy debiut WuDoe który wzbudził niemałe
emocje wśród słuchaczy. Wchodzący na dużą scenę z mianem
jednego z najbardziej wyjątkowych graczy w podziemiu, z jednym z
najlepszych nielegali ostatnich lat. Po agresywnym „Wyższym dobru”
pióro jakby złagodniało. Wprawdzie zamiast S.A.L.U.T.U.J. mamy
równie kategoryczny manifest- „Podstawowe instrukcje”, a motywem
przewodnim są nadal osobiste przeżycia WuDoe to jednak flow
straciło na pazurze jak i same linijki. W opiniach przeważająca łatka
„klątwy Aptaun” była nad wyrost. „Dalekie zbliżenia” to
materiał na tyle zróżnicowany by każdy znalazł coś dla siebie.
Począwszy od emocjonalnych i osobistych tracków jak "Bez uczuć" po dojrzałe i klasyczne "Do dnia w którym". Nawet jeśli to monotonny rap to ma to „coś”
Paluch- Niebo.
Osobiście uznaje „Niebo” za szczyt formy reprezentanta
poznańskiego Piątkowa. Będący naturalną konsekwencją obranej na
poprzednich albumach drogi. Brudny, bezkompromisowy, uliczny styl,
liryczna wena owocująca w mocne linijki, goście ewidentnie punktujący na plus.
Mimo wszystko, moc tego albumu opiera się na bitach. To one dodały
skrzydeł Paluchowi, których zabrakło chociażby na następnym
krążku. O ile „Syntetyczna mafia” wnosiła sporo świeżości
to z perspektywy czasu można uznać ją jako preludium do piątej
solówki. So`Drumatic czy też Matheo wywindowali Poznaniaka na
wyższy level. Tekstowo „Niebo” potrafi intrygować,a w połączeniu z charakterystycznym i wyrazistym flow tworzą rzecz na tyle wyjątkową by wracać do niej co pewien czas.
Krzywa kroopa
PS. Wkrótce recenzja
nowego J. Cole oraz Noize From Dust
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz