poniedziałek, 26 maja 2014

Fryderyk Chopin rapu.......recenzja: Tede- #Kurt_Rolson


Z narzekaniami na kondycję polskiego rapu jest jak z narzekaniem na formę kadry trenera Nawałki. Podobno są postępy, podobno wcale tak źle nie jest ale zmian gołym okiem nie widać. Jeśli mamy już świeży materiał to trafia do nas o lata świetlne po eksploatacji w USA. I tak scena polska jawi się jako klub nijakich kserokopii. Skoro już spisałem oczywiste oczywistości i nikogo niczym odkrywczym nie zaszokowałem to mogę przejść do sedna sprawy. Przywilejem dinozaura jest możliwość nagrywania czegokolwiek i z kimkolwiek. Fame z przeszłości co prawda nie uprawnia do odcinania kuponów jednak reprezentantom starej szkoły wolno wiele. Przez wielu skreślony już po beefie z Peją i przeciętnymi wydawnictwami jak chociażby Notes 3D Tede wrócił w 2012 z krążkiem Mefistotedes. Po 2 latach i kolejnym dwupłytowymi wydawnictwem TeDunio znów trafia na odsłuch niemal całej Polski. Z jakim efektem?
Kontynuując wyblakłe truizmy, następna część teksu raczej mało kogo zainteresuje choć ma na celu wzbogacenie wstępu (brzmi idiotycznie). Napisanie o tym typie czegoś odkrywczego wymaga wolnej głowy i głębszych przemyśleń. Pierwszy i drugi warunek puki co nie do spełnienia. Więc toporną blogerką raz setny o Wieprzu słów kilka. Rzemiosło Jacka Granieckiego w pewnym momencie stało się jego przekleństwem. Masa słuchaczy oczekująca flow ze S.P.O.R.T.-u, niedoskonałości techniczne, rap mówiąc delikatnie daleki od ulicznego charakteru, nieudane romanse z popem, garściami brane zapożyczenia zza wielkiej wody. To wszystko nie powodowało, że Tede był „na czasie”. Beef z Peją spowodował, że pewna część słuchaczy odsunęła się od Tedego, ba! Nawet spora część raperów unikała Wieprza jak diabeł święconej wody.
Jak sam stwierdził w pewnym kawałku, potrzebował tego wszystkiego. Banicja może nie była bolesna dla członka Warszafskiego Deszczu. A co ważne, zaowocowała powrotem na właściwe tory. Fora rapowe nie huczą już od obelg na TDF-a, pasek na YouTubie już czerwienią nie parzy. Prawdziwą oznakom lepszych czasów jest jednak forma. Już na MefistoTEDEs-ie było dobrze. Pokora na drugim cd czyli Odkupieniu, trochę oldschoolu ale i świeżości na pierwszym krążku. Wydawnictwo z 2012 roku w mojej ocenie to jeden z ważniejszych momentów w karierze Jacka G. . Materiał który nie brzmi jakby nie do końca pasował samemu raperowi, eksperymenty z dźwiękami się sprawdzają, flow nie męczy a tekstowo znowu jest nieźle. Szydercza natura TDF-a jest znośna a w wielu momentach trafia w sedno. Znowu znalazł się na czubie peletonu.
Dopiero Elliminati przyniosło pełne odbicie. Hype na Tedego poszedł pełną parą. Wspólny kążek z Dioxem nie zrobił większego zamieszania, ale z pośród duetów w jakie 2013 był obfity- Potwierdzone Info wypadło zdecydowanie najlepiej. Dziś, tydzień po premierze o autorze Kurta Rolsona mówi się i piszę niemal na każdej stronie gdzie można spotkać rap. Linijki z pierwszego singla RPS/White House, wypowiedzi Borixona oraz Pezeta. Stary Tede wraca. Abstrahując od tego czy jest to bardziej marketing czy „walka o prawdę w muzyce” i całego tego szumu który odrywa od samej muzyki wracam do pomarańczowej zawartości nowego dziecka Wielkiego Joł.
Po raz kolejny Tede serwuje nam dwupłytowe wydawnictwo. Poprzednim razem ilość nie przeniosła się na jakoś. Drugie CD ewidentnie obniżało całość. Odkupie bodące integralną częścią Mefistotedesa wręcz przeciwnie- cenie wzbogacało odmiennością i klimatem. Na „Kurcie” ilość znowu zastanawiająca- 27 tracków. Niemal wszystkie autorstwa Sir Micha, Młody Grzech dorzucił swe trzy grosze kawałkiem „Gimby Money”. Jeśli już jestem przy producentach tego albumu. Warstwa muzyczna nijak nie wpisuje się w obecne standardy na naszej scenie. Trap dla niektórych asłuchalny, w wydaniu Polskim to pruderyjny likier na skamieniałym czarnym krążku winylowym. Trueschoolowe klimaty przodują na naszym podwórku nie od dziś. Jeśli ktoś wyda coś „nowego” automatycznie wpada w worek „chujowizny”. Techno budzi pierwsze skojarzenia- nic dziwnego. Lata 90-te to era klubowej „młucki” a`la Scooter i inne niemieckie armaty. CMRT jednak przyjęło się stosunkowo dobrze. Czyżby słuchacz polskiego rapu częściej sprawdzał daleki zachód? Nie ma co się łudzić. Nie jest to album dla sympatyków „starej szkoły” w dobrym wydaniu. Co niektórym głośniki będą wariować od nadmiernej ilości dźwięków- jeśli ktoś się zdecyduje sprawdzić Kurta Rolsona, jedna uwaga: Słuchajcie na dobrym sprzęcie, praca Sir Micha po prostu na to zasługuje.
Pierwsze single w przeciwieństwie do Elliminati oddały nam jednoznaczny obraz oczekiwań- SWAG. Rok temu wprowadzany jeszcze na pół gwizdka. Na Kurcie lipy nie ma, a czas S.P.O.R.T.-u nigdy już nie wróci: „pierdol to co było ważne, tylko to co czeka nas, patrz jak nam ucieka czas. Trzeba trzepać hajs”. Otwierające album- FCMT można potraktować jak spowiedź TDF-a. Fortepianowa estetyka podkreśla lekkie refleksje, a follow up do Eis`a jest jak najbardziej na miejscu. „Najlepsze dni”w wersji trap w wykonaniu starej szkoły w nowej odsłonie- ma to smak i sens. Wracając do tematu rapowej spowiedzi to powraca ona na tym krążku kilkakrotnie. A jej nierozłącznym elementem jest sentymentalne podejście do pocztówek z przeszłości jak chociażby w „Fame lover” bądź „Mirafiori” ze szczerym bilansem finansowym. Hajs się w rapie zgadza i nie ma sensu tego ukrywać. Szczerość związana z hajsem trafia się w polskim rapie tak rzadko jak udana ustawa w sejmie. Po zeznaniu facebookowo-finansowym Bisza powstał niezbyt czytelny obraz polskiego rapera. Jeden z najlepiej przyjętych albumów ostatnich lat daje zaledwie taką kasę?
Po pierwszym odsłuchu w głowie pozostały głównie dźwięki stworzone przez Sir Micha, Tede zszedł nieco na drugi plan. Jeśli ktoś myśli, że rap w wykonaniu członka WFD stał się na tyle mało ciekawy, że nie zmusza do uwagi to musi zreflektować swoje domysły. Jest dobrze rap i jest naprawdę dobrze!
Po TDF-ie spodziewać można się wielu rzeczy. Bragga kipiąca zjawaką na rap i ego autora, bangery które szybko się nie znudzą. Umiejętność zbudowania grubego bangera uratowała chociażby track – „DLS”, w którym tekst, delikatnie ujmując górnolotny nie jest, a niektóre linijki wręcz odpychają od powrotu: „Nikt nie da tego, co da ci Joł. Wielkie Joł, Daci-ją. Płacisz hajs, opuszczasz salon. Masz pełen lans, płacisz mało”. Mimo wszystko, „DLS” ma potencjał. Nie mam „chuja w uszach” więc streetwear mnie buja, tak jak ten track.
Stylówka zacnego „Wieprza” jest jak sztuka Andy`ego Warhol`a, każdy ją zna ale nie każdy kuma. Umiejętności TDF-a to przede wszystkim cwane pióro, zarażająca z głośników pewność siebie, trafne spostrzeżenia, udany dobór beatów i na pewno daleki od polskiej sceny podejście do tej zabawy. Poza tym, Tede zawsze ma wiele do powiedzenia czym zawsze wywołuje emocje. W zależności od elektoratu danego słuchacza, znienawidzony lub szanowany. Na Kurcie Rolsonie mamy więc kolejne etap obalaniu tabu na naszej scenie. W swoim oczyszczaniu atmosfery na scenie nie jest do końca „czysty”. Na Równonocy obecny był, klip i platynowa ilość egzemplarzy przypominać będzie o tym przez długie lata. Dziś jest jednym z tych którzy czują się „wydymani” przez Donatana. Sam inaczej postrzegałem Słowiańskie beaty i całą otoczkę wokół tego wszystkiego. Euro-wiocha, popowe brzmienie i cała machina promocyjna sprawiła że negatywne podejście do Równonocy stało się wręcz podstawą zdrowego umysłu na scenie. Ujmując to inaczej, Tede odświeża powietrze którym obecna scena oddycha, jednocześnie zawieszając kosę w powietrzu. Obalanie tabu może budzić podejrzenia o wiarygodność. Ale „czysty” niech pierwszy kamień rzuci. Jak to często bywa, dużo spostrzeżeń to jakieś truizmy wpaść muszą. Na szczęście nie ma tego tak wiele. A plaga populizmu która zalała umysły naszych MC TDF-a ominęła.
Sprawdzając Kurta Rolsona czułem się w bolidzie Red Bulla, zasnąć z nudy naprawdę nie można. Oryginalne podejście do braggi- „John Rambo”. Jeszcze 2 lata temu „na pełnym SWAG-u” TeDunio nie przekonał by mnie taką koncepcją sceny. Dziś w tym kawałku płynie z udanym flow nie przerysowując obrazu rzeczywistości. Klimatyczny „Rapu dom” gdzie kobiece wstawki w refrenie ciekawie wzbogaca numer. Bilans przeszłości i odważne tezy o nowej szkole z jednej strony lekko nalatują populizmem, z drugiej strony stary Tede już nie wróci i jawnie zmierza w zachodnim kierunku.
Niby starego Tede`go już nie ma. Jednak duchy przeszłości wracają w kawałkach „Sekretna socjeta” czy też „Kara`van”'- pierwsze skojarzenie Essende Mylfon. Przegląd widokówek z przeszłości z motywem Holywoodzko-epickim na początku brzmiącym nieco pretensjonalnie, po kilku razach przejazd z TDF-em od „drin za drinem” przez „Bezele” po „Nie banglasz” sprawia, że jest to jeden z lepszych momentów na tym albumie a Tede ciągle uwikłany w rap trzyma formę. „Kaman”- prawdopodobnie pierwszy track nagrany na Kurta. Dokładnie nagrany parę dni po premierze Elliminati ze świeżo zebranymi propsami które wręcz biją z głośników. Znowu echa przeszłości: „Sprawdź mój status na teraz. Jebłem to jebłem, na chuj drążyć temat” i bolesna dla kilku MC prawda: „Mówią że mam swój nowy początek. A po roku wprowadzam nowy porządek. Album roku mówią, wielki comeback”. Mniej lub bardziej znane kuluary rapowego biznesu. Zaczepki do O.S.T.R.a – stary Jacek ciągle dobrze się trzyma. Pierwszy singiel którym Tede rozpoczął 2014 rok a jednocześnie zamykając bardzo udany- 2013. Na krążku podzielony na dwa osobne tracki pokazuje krok do przodu w drodze Jacka Granieckiego. World Trade Center polskiego rapu jest Kurt Rolosn eliminator starego czasu.
Drugi krążek to powtórka z rozrywki, a w zasadzie z poprzedniego roku. Kolejny raz nieco przekombinowana i tracąca klimat całego albumu w dodatku w pewnych momentach obarczona przeciętnymi kawałkami. „Najba miuzik” wokół które krąży duch Notroiousa nie tylko w follow up`ie. Oczyszczanie atmosfery w „Real HipHop” niczego nowego nie wnosi do repertuaru rap-poglądu TDF-a. „Na jaraj się Marią ratuje się hipnotycznym beatem i damskimi wstawkami w refrenie. „J23” czy też „Słak kogz dupy” to kolejne numery w których lepiej nie wgłębiać się w tekst, no chyba że ktoś jest zagorzałym fanem TDF-a. Ciężki „Fryderyk_Chopin” to szansa, że CD2 z Kurta Rolsona będzie częściej wracać do odtwarzacza bo i linijki dają „coś” do myślenia i dźwięki od Sir Micha w rutynę szybko nie popadną. Zamykające „Gimb money” kwitują sens wydania płyt. Nikt chyba nie łudzi się że reprezentanci młodego pokolenia są głównymi odbiorcami rapu. Trochę głębszego podejścia do świata i kolejna dawka rapu o rapie w dobrym wydaniu.
Tede nagrywa wiele, może zbyt wiele. Po dwupłytowym Mefistotedesie, nastał kolejny dwupłytowy album- Elliminati, krążek urodzinowy, płyta z Dioxem i ostatnie dziecko- Kurt Rolson. Przy takim zapale do pracy można popaść w rutynę i zatracić się w przeciętności. Nie da się ukryć, że słabych kawałków Tede w tym czasie się nie ustrzegł. Jednak bilans w rap grze ma ewidentnie dodatni, czym udowadnia swoje miejsce na scenie. Sentymentalne wędrówki TDF-a potrafią zaciekawić, mimo tego że nie pojawią się po raz pierwszy. Flow które czasami bywało asłuchalne na Kurtach Rolsonach przyciąga jak magnes. Forma z Elliminati wciąż jest. Ba, nawet momentami jest lepiej. Bangery bujają, bragga zapierdala jak wózki na V-rally
Próby przemycania trendów z zagranicy w polskim wydaniu najczęściej wypadały co najmniej lekko karykaturalnie. Sir Mich raczej z trueschoole nie ma zbyt wiele wspólnego, zachodnie prądy są mu ewidentnie bliższe. Zamiast trzeszczenia z głośników mamy przepych świeżości, tego co zza wielką wodą obecnie króluje. Zamiast odcinać kupony od dobrych czasów i zbijać w łatwy sposób hajs Tede wciąż szuka nowych dróg. W braniu garściami zza oceanu za złodzieja uchodzić nie może. I być może w tym tkwi receptura sukcesu Tede`go.
Jeśli ktoś szuka złóż dojrzałych przemyśleń u tego 38-letniego rapera z Wawy to pomylił adres. Sam rap jest jak kolaż rożnych chwil z naszego życia. Są i momenty gdy brzytwa uciska na tętnicy ale i grube akcje wspominane na każdej bibie. Sięgając po wydawnictwo lidera Wielkie Joł zamiast Kieślowskiego mamy zajaranego rapem Quentin`a Tarantino.


Ocena: 8/10

Krzywa krooopa
Pozdro!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz