czwartek, 15 maja 2014

Well by back ....... recenzja White House- Kodex 5 Elements

Sukces niejednego projektu „artystycznego” sprawił, że raz dobrze wykorzystany pomysł to za mało. I tak w iście Hollywoodzkiej odmianie po pierwszym wydaniu Terminator`a przyszedł czas na kolejne części. Rocky, Szklana pułapka, Zabójcza broń. Im dalej tym gorzej było z zaskoczeniem widza, a wtórność kolejnych części zaczęła odpychać pierwszych widzów. Proceder ten nie jest obcy dla muzyki, a może to w niej przeżywa tłuste żniwa.
Na rodzimej scenie Wrocławski duet L.A. i Magiera w 2002 roku uderzył z pierwszym Kodeksem. Płyta szybko stała się klasykiem, i pewnie każdy słuchacz rapu wcześniej czy później natknął się na ten krążek. Zaledwie po 2 latach, na świat wychodzi druga część- „Proces”. Sukces równie duży jak przy debiucie pierwszej części serii. Kolejne tracki które do dziś są aktualne- „Każdy ponad każdym” jeden z osobistych kawałków z dziedzictwa polskiego rapu. I pewnie gdyby White House zdecydowali się zakończyć „Kodex” w 2007 roku na trylogii to z czasem przeciętny słuchacz rapu podchodził by do „Kodeksów” jak do swoistej Biblii rodzimej sceny.
Powrót w 2012 roku raczej nie przyniósł chwały. Podobnie jak kadra Fanza Smudy glorii beaty Laski i Magiery nie zdobyły. Mimo wszystko nie było tak źle by nazwać Kodex 4 mianem rozczarowania. Lecz jak na krążek gdzie w kilku nagraniach skupiono raperów którzy pod względem popularności stanowią czołówkę w kraju (nie twierdze że popularność= skillsy) kilka udanych zwrotek to jednak za mało. Beaty były zdecydowanie najsilniejszym elementem poprzedniego dziecka Wrocławskiego duetu. Choć akurat po kilku latach od y na szersze wody ta dwójka już niczego komukolwiek udowadniać nie musi.
Parę miesięcy temu natknąłem się na komentarz- „WH robią Kodex, gimbusy już hajs zbierają”. Obecne gimbusy zapewne w pieluchach popylały po placach zabaw gdy „jedynka” uderzyła w rap grę w 2002. Nie da się ukryć, że gimby to główni odbiorcy rapu, a także wszelkich gadżetów hiphopowych. Więc i każda rap płyta teoretycznie nastawiona jest na gimbusów. Target może i marny ale z zacnym portfelem (bo hajs rodziców). Logika podpowiada, że i lista zaproszonych gości chcąc czy nie musi sympatyzować z trendami w grupie docelowej. Nie chodzi o wyciąganiu rąk po hajs czy też o mamienie nieświadomych słuchaczy. Rap wolny o mamony nigdy nie będzie.
Wracając do głównego wątku. Polska scena od 2002 roku się zmieniła. Więc i White House nie mogli wejść od tej samej rzeki w której to płynie już inna woda. Pezet to już nie młody kot a czołowy reprezentant mainstremu, Sokół w rap grze osiągnął już wszystko a mimo tego wciąż słychać głód progresu i nowych dróg.
Pytanie o zasadność wydania kolejnego Kodexu pewnie padało niejednokrotnie. Ciężko było stworzyć album który na obecnej scenie byłby tak wyrazistych jak pierwsze części. Poprzednie wydawnictwo to zbiór świetnych produkcji. Nawijki raperów w zdecydowanej większości przeszły bez echa.
Tracklista opublikowana przed premierą była zaskoczeniem. Kilka ksywek które wzbudziły raczej negatywne emocje. Ale mimo wszystko znaleźli się zawodnicy którzy w ostatnim czasie pokazali wysoką formę. I być może dla takich MC warto było wydać kolejny Kodex...
I tak Tau dawniej zwany Medium, w bliskiej sobie tematyce pokazał, że skillsami zdecydowanie wywyższa się na tle reszty sceny. Mrok z głośników przebił na jasność w swym umyśle- wiem, brzmi jakby sam Tau się odezwał. Mrok w dźwiękach jest choć kawałek tyczy się nocnych polowań na demony. Być może dla ateistów kawałek zbyt mocno osadzony w chrześcijańskiej kolebce. Jednak linijki docenić trzeba niezależnie od status wyznania: „Krzyż to plus dla człowieka. Chociaż składa się z dwóch minusów - bólu i poniżenia. Bóg to moja wena, grób to nie meta. Grunt to nie wkręcać gówniarzom, że życie to jest seans. Tropię trupy pełne trupów - trudny zawód”.
Tau nie zawiódł, jednak to reprezentant Radomia- Kękę zmiażdżył wszystkich. Chce się napisać: Kękę Man of The LongPlay. Wszystko co sprawiło że „Takie rzeczy” nabroiły w zeszłym roku wystarczyły by zebrać palmę pierwszeństwa. Flow ciągle świeże i wszystko się zgadza. Charyzma która w żyłach miesza. Właśnie dla takich graczy jak Kę– Kodex przez te lata był ważnym miejscem. Wyższa szkoła jazdy na wysokich obrotach.
Inni głodni zawodnicy co nieźle narozrabiali na Kodex`ie to duet Que i Bonson. Owa dwójka sprawnie w metaforach przemyciła obraz niemrawych raperów wypełniających dolne półki w Empikach. Wprawdzie kwestia Davida Moyesa jest już nieaktualna bo rudy szkot stracił posadę na Old Traford. Choć gdyby były szkoleniowiec Evertonu i MU trafił na ten kawałek i znał nasz język to pewnie zgodził by się ze sloganem: „David Moyes - jak przegrać życie w jeden sezon”. Co szczególnie dla fana United, czyli mnie jest szczególnie bolesne.
Na Firewall słychać że Rychu świetnie czuje się na klasycznych beatach w wersji soft duetu WH. Tym bardziej warto czekać na kolejną solówkę RPS na betach owego duetu. Co do samego kawałka, słychać kto w rap grze jest od dawna, choć młodsi koledzy nie rozczarowali. Śliwa nie brzmi jak młodsza wersja Peji, a Kroolik Underwood bez pod śpiewanych refrenów pokazał że potrafi zaintrygować. Oldschoolowy klimat kawałka przypomniał mi pierwszy track Rycha na Kodex`ie. 12 lat minęło a forma wciąż się zgadza.
Poza młodymi, głodnymi kotami kodex to także, a może przede wszystkim wytrawni gracze. I tutaj jest podobnie jak na poprzednim Kodex`ie czyli cholernie nierówno. Ta nierówność poziomu spotyka nas już na samym początku. Oczy Mona Lisy w zasadzie nie odpychają i można wrócić do tego kawałka kilkakrotnie. Zwrotki Sitka i Busza brzmią jak nie do końca przemyślany trailer do samego kawałka. I tak naprawdę to DonGuraLesko brzmi jak raper wiedzący o co chodzi gdy chwyta za majka. Kolabo WSRH oraz PiH niczym nie zaskoczyło. Zwrotek po tych ksywach na takim beatcie można było się spodziewać. Niby jest ok, zbytnio nie ma się do czego przyczepić. No dobra, może do tego, że takich nawijek tych panów już się trochę nasłuchaliśmy. Sama produkcja, nieco orientalna to jeden z ciekawszych momentów na całym albumie pod względem muzycznym.
Trio w postaci W.E.N.A., VNM oraz Siwers „na papierze” brzmi ciekawe. Pierwszy singiel z mocną produkcją WH który obudził WENĘ z Katharsis jaką spotkał na „Nowej Ziemi” i przywrócił echo z „Wyższego Dobra” co zaowocowało zaczepką w stronę Lakike1 sprawił że VNM pojechał lekko naciąganymi wersami: „I w życiu łapię te ładne chwile, ulotne jak ulotka.
Ciśniemy tu Carpe Diem, nie wiemy co nas tu spotka. W pamięci te piękne chwile uwiecznię jak Tuhart, bo dla wielu te życie, to nieśmieszny żart #suchar”
- i choć cholernie cenie tego sympatycznego MC z Elbląga to sorry V stać Cie na dużo więcej.
Tytułowy 5-ty szybko daje dawkę pozytywnych doznań. Głównie dzięki zwrotce Fokusa ale i Grubson wraz z drugi członek składu Pokahontaz kawałka nie psuje. Trafny follow up do KRS-One na newschoolowym beatcie mimo wszystko się obronił. Paluch- który prawdopodobnie ciągle głowę jest na poprzedniej solówce o czym świadczyć może nawijka, charakterystyczna dla reprezentanta B.O.R., zgodna z tym co zawsze wyróżniało stylówkę rapera z Poznania, a więc mocne flow, bezkompromisowe linijki.
Sokół przyzwyczaił że na Kodeksach zawsze wysoką formą się wykaże. W pochwałach dla zawodnikach z własnej wytwórni i trafnych spostrzeżeniach które powinien brać pod uwagę każdy z młodych MC. Echa Wyroku a więc numeru „Oni mogli by” tym razem bez agresywnej nawijki. Głos Marysi Starosty to po raz kolejny przyjemny dodatek który w tym przypadku zgrabnie domknął numer wraz całym krążkiem. Podobnie jak Sokół ekipa Trzeci Wymiar na betach White House`ów zawsze czuje się dobrze. Nawijka ze specyficznym klimatem dalekim od pierwszego skojarzenia związanego z niemieckim MC. Skojarzenie pozornym bo ksywkę Asir zaczerpnął od filozofii dalekiego wschodu.
Na miano największego zaskoczenia na albumie zasłużył KaeN. Reprezentant Prosto Lebel mówiąc delikatnie ostatnio się nie popisał na swym drugim legalu. Tym razem świetnie wykorzystał dynamiczną produkcję przy mocnym basie i bez przekombinowanych popisów i ksero zapożyczeń KaeN jak widać i słychać potrafi dobrze pojechać. W Must Wanted Bezczel przeskoczył kolegów o co najniej jeden level, poza nim Hukos zostaje w pamięci a reszta nawet nie wpada w ucho.
W sinusoidzie Gedz zdecydowanie przewyższył HuczuHucz`a, a sam nawet choć trochę monotonny i nie zbyt wybijający się w stosunku do tego co obaj MC nagrywali wcześniej. Z kolei mistrz i uczeń z Alkopoligami na chiloutowym betacie okopali się w krainie lenistwa. Kawałek jak dobry joint. Co prawda słychać kto tu na scenie jest od dawna : „Bankiety z Biggie Smalls'em i Balzakiem - to moje sny. Mówią, że jestem im jak syn, honor już bije z nich. Droga na szczyt w sumie męczy jak do mnie Oplem Corsą. Z Żor, nikt nie wie co to Warsaw Shore”, choć różnica nie jest wcale tak kująca: „Na chuj mi kolejny shopping mall na Placu Unii. Z małego monopola, gorycz co mi daje Lublin. Pierwszy łyk, pierwsze beknięcie. Zmusza mnie do pobudki projektuje sny. Ale moje życie nie wiele się od nich różni”. Mes który zszedł na ziemię na nowej płycie tym razem z dala od trzech pasków na dresie buja w obłokach do snu usypiając Jolkę. Dla Kuby Knapa plus, i tym bardziej warto czekać na połowę czerwca i na w pełni legalny debiut podniebnego kota.
Reszta utworów mówiąc delikatnie nie zachwyca. Bez wartej uwagi historii przemykają przez głośniki. Jednak Kodex 5 Elements to przewaga co najmniej udanych tracków. Są numery które mogą kandydować do następców klasyków z Kodex`ów jak „Pozostając sobą”, „Łowca” czy też „To”. Kilka błyskotliwych zwrotek jak chociażby ta W.E.N.Y. z „Carpie Diem” lub Mes`a. Gdyby jednak linijki raperów miałby stanowić o sile nowego dzieła Laski i Magiery to nie było by tak różowo. Warstwa muzyczna to był i dalej jest najszczelniejszy punkt na Kodexie. Wprawdzie nie są to dźwięki które by kazały scenie bawić się w próbę dogonienia poziomu. White House wciąż potrafią zaskoczyć słuchacza intrygującą produkcją jak beat dla Tau, zbroić kozacki track jak numer z Kękę bądź stworzyć klimat jak przy wspólnym numerze z Trzecim Wymiarem.
Kodex 5 to nie rap- Klan którego końca nie widać choć Rysiek nie buja się już od dawna na taryfie. Nie jest to Moda na sukces gdzie baba z brodą występuje obok cenionego przez wielu słuchaczy producenta a raczej jego produkcji. Saga duetu White House dobiega końca, a ostatnia dawka to udanie skrojona muzyka plus momentami ciekawy rap. Na szczęscie dla słuchaczy te momenty na tej płycie pojawią się stosunkowo często.

Ocena: 6,5/10
Krzywa krooopa 

 

1 komentarz: